teatr w wałbrzychu teatr w wałbrzychu
A A + A ++
ikona ikona

Niepodważalnym jest fakt, że naród polski bez wroga żyć nie potrafi. Z historii znamy wielu antagonistów, z którymi toczono mniej lub bardziej sensowne walki. Skutki zwykle opłakane. Dziś, kiedy zabrakło oprawcy kraju, społeczeństwo stęsknione za sarmackim machaniem szabelką postanowiło znaleźć złoczyńcę w swoim obozie. Czyż nie jest prawdą, że polaryzacja nastrojów i coraz silniejszy podział na prawo i lewo dzieli rodaków? I nie mówię tylko o polityce, bo ta mając realny wpływ na życie, zaczyna legitymizować patologiczne zachowania wyborców z dwóch brzegów sceny politycznej.
„Przewodnik dla lewicy o prawicy” w reżyserii Katarzyny Szyngiery zgodnie z tytułem chce lewicowej publiczności wałbrzyskiego teatru pokazać postawy prawicy bez ich osądzania. Tylko po co? Spektakl przypomina wizytę w zoo, gdzie w zaaranżowanej przestrzeni można obserwować zwierzęta z dalekich krańców świata. Osoby deklarujące się jako prawicowcy to takie okazy – nie przeszkadzamy im, napawamy się widokiem odmieńców. Ot, takie obserwacje z bezpiecznej odległości, bez interakcji, żeby tylko nie rozzłościć drugiej strony.
Narracyjna formuła, którą zaproponowała reżyserka to seria rodzajowych scenek w wykonaniu duetu aktorów. Irena Wójcik i Michał Kosela zostali umieszczeni w saunie, za sprawą kosmicznych moderatorów (w których również się wcielają) prezentują kilkoro charakterystycznych zwolenników jednej i drugiej opcji politycznej. Dialogi są oparte na wywiadach przeprowadzonych przez Marcina Napiórkowskiego na potrzeby projektu. Niestety, odnosi się wrażenie, że scenariuszowi Szyngiery i Napiórkowskiego zabrakło dramaturgicznego sznytu, wydaje się płaski i infantylny. Nie o to chyba chodziło w tak skrojonym przedstawieniu?
Mimo to, aktorsko spektakl broni się bezbłędnie. Wójcik i Kosela zostali postawieni przed nie lada wyzwaniem, muszą odegrać kilka razy podobną scenę w saunie. Scenografia jest statyczna, a jednak za każdym wejściem pokazują kompletnie inne postaci: wyzwolona kobieta owinięta w ręcznik z błyskawicą symbolizująca uliczne protesty oraz młody mężczyzna o skrajnych poglądach katloickoprawicowych; małżeństwo posiadające pięcioro dzieci; prawicowa radna, która mimo deklarowania równości płci, nie uważa się za feministkę; działacz walczący przeciw globalnemu ociepleniu.
Szkoda, że w przedstawieniu chcącym pokazać lewicy prawdę o prawicy zabrakło wyraźnego elementu, który pozwoliłby pomyśleć nad zakopaniem topora wojennego. Nie zobaczyłem nic, co by mnie zaskoczyło lub zmieniło pogląd. Jest to raczej kolejny spektakl z nurtu „my o nich”, okraszony całkiem udaną scenografią Milena Czarnik, i tyle. Czy teatru nie stać na więcej niż na tak prosty trik jak podglądanie, co kto chowa w pod ręcznikiem, zaśmianie się pod nosem i powrót do swoich okopów?

Paweł Kluszczyński
Nowa Siła Krytyczna
link do źródła