teatr w wałbrzychu teatr w wałbrzychu
A A + A ++
ikona ikona

Konia z rzędem temu, kto swobodnie i dość szczegółowo opowie, czego dotyczyła fabuła emitowanego w Polsce od 1985 roku brazylijskiego serialu Niewolnica Isaura. Dziś, po latach od zakończenia emisji, produkcja ta wydaje się swoistym fantomem telewizji tamtych czasów – długi, rozwleczony, sentymentalny, przedramatyzowany, rozerotyzowany serial (daleki od współczesnych netflixowskich standardów), powielający wiele krzywdzących i wykluczających schematów (choćby w odniesieniu do kobiet i osób czarnoskórych). Trudno jednak, mówiąc o współczesnej popkulturze i zakodowanych w niej wzorcach, pominąć Niewolnicę Isaurę – wrosła ona do tego stopnia w naszą świadomość, że stanowi dla jednych, zwłaszcza tych starszych, istotne wspomnienie sprzed lat (była to pierwsza emitowana w Polsce i bardzo popularna wówczas telenowela), dla innych zaś mglisty, acz oczywisty (podobnie jak Moda na sukces), kulturowy kontekst. Nie powinno więc specjalnie dziwić to, że Martyna Majewska zdecydowała się opowiedzieć o zniewalaniu przez społeczeństwo i popkulturę kobiet właśnie w odniesieniu do stuodcinkowego serialu, choć trzeba przyznać, że analogie, które wskazuje, są doprawdy nieoczywiste i zaskakujące.

Zacznijmy od najważniejszego: świetny, przygotowany przez Agnieszkę Wolny-Hamkało i Martynę Majewską, scenariusz, pozwolił twórcom poprowadzić zaskakującą historię o współczesnych kulturowych praktykach uprzedmiotowiania oraz utowarowiania osób i zjawisk. Wałbrzyskie przedstawienie właściwie przez cały czas, trochę jak pędząca z góry kula śnieżna, obrasta nowymi kontekstami i znaczeniami, wciąż poszerzając własny zakres tematyczny. Z początku, gdy na scenie widzimy piątkę bohaterów (wcielają się w nich Angelika Cegielska, Mateusz Flis, Mikołaj Krzeszowiec, Ireneusz Mosio i Wojciech Świeściak) i obserwujemy tworzące się między nimi relacje, wydawać by się mogło, że spektakl będzie teatralną wariacją na temat serialu, próbą zrozumienia jego fenomenu. Postaci najpierw rozmawiają o brazylijskiej telenoweli, tłumacząc w ten sposób mniej zaznajomionemu widzowi jej fabułę. Dowiadujemy się dzięki temu, że tytułowa Isaura, jako córka mulatki, należała do bogatego brazylijskiego plantatora bawełny i jego żony, a z racji jasnego koloru skóry nie musiała fizycznie pracować i została wychowana na damę. Kobieta odebrała bowiem solidne wykształcenie, nauczyła się wielu języków i potrafiła grać na fortepianie. Jej szczęśliwe życie zmienia się w koszmar, gdy do rodzinnego domu wraca syn jej prawnych właścicieli – Leôncio Almeida. Mężczyzna zakochuje się w Isaurze, jednak jest to miłość toksyczna: sam nie żeni się z ukochaną, ale nie pozwala jej też wyjść za mąż za Tobiasa Vidalę. Od tego momentu serial zaczyna opowiadać o tytułowym zniewoleniu bohaterki i o jej walce o wolność. Gdy stanie się mniej więcej jasne, o czym mowa, aktorzy zaczynają wcielać się w wybrane przez siebie postaci, tworząc swego rodzaju sceniczne rekonstrukcje telenoweli – każda z nich poprzedzona jest wyświetloną z rzutnika czołówką (nakręconą skądinąd w pobliskim Zamku Książ), określoną sekwencją ruchów i powtarzającą się muzyką. Cel jest oczywisty – akcję spektaklu należy podzielić tak, by widz rzeczywiście miał wrażenie, że ogląda serial. Z czasem jednak jako odbiorcy nabieramy pewności, że Majewska chce nie tyle rekonstruować, obśmiewać czy wyolbrzymiać ukazane w brazylijskiej produkcji zdarzenia, ile nadbudowywać do nich społeczny komentarz: tak, by historia Isaury i jej telewizyjna popularność stały się lustrem, w którym może odbić się współczesna popkultura.

Tych odbić jest naprawdę wiele. Tytułowe zniewolenie ma w wałbrzyskim przedstawieniu dużo znaczeń i odnosi się na przykład do patriarchatu i sposobu, w jaki kobiety funkcjonują w kulturze. Poddana krytycznej dyskusji zostaje nawet decyzja widzów o przyjściu na spektakl oraz twórców o jego stworzeniu: „Dlaczego chcecie to oglądać? Czy was to podnieca?”, pytają aktorzy, sprawiając wrażenie, że mówią we własnym imieniu. Właśnie – dlaczego? Skąd popularność wszystkich produkcji, w których kobieta w mniejszym lub większym stopniu sprowadzona jest do roli niewolnicy? Dlaczego chcemy na nowo, po tylu latach, wracać do Isaury? Postać grana przez Angelikę Cegielską, ucinając potencjalnie ciekawą dyskusję, odpowiada wymownie na zadane wcześniej pytanie: „Podnieca lub nie – jest widownia, więc trzeba grać”. Ta w gruncie rzeczy finansowa motywacja wraca w wałbrzyskim widowisku wielokrotnie, na przykład poprzez przywoływanie innych seriali lub filmów, które cieszą się dużym zainteresowaniem, a powielają ten sam fabularny schemat – choćby Dziewczyn z Dubaju, szeroko komentowanego ubiegłorocznego hitu kinowego, wyreżyserowanego przez Marię Sadowską.

Twórcy spektaklu, próbując pokazać, jak zakorzeniona w kulturze jest postać kobiety-niewolnicy, sięgają po mniej oczywiste odniesienia. Jednym z nich jest na przykład Mandaryna – polska piosenkarka, której największa popularność przypada na początek pierwszej dekady obecnego wieku. Isaura, która przez dużą część widowiska siedzi tyłem do widza przy pianinie, w pewnym momencie odchodzi od instrumentu, by może nie tyle zaśpiewać, ile odegrać śpiewanie, chaotycznie tańcząc w rytm piosenki Ev’ry Night. Muszę przyznać, że ta scena wywarła na mnie chyba największe wrażenie i to co najmniej z dwóch powodów: po pierwsze – zaskakuje (kto by się spodziewał Mandaryny w teatrze?), a po drugie – nieprawdopodobnie szeroko rozszerza kontekst całego przedstawienia. Wybór piosenki i jej wykonania nie jest bowiem przypadkowy, a ponadto dowodzi, że twórcy bardzo wnikliwie i świadomie przyglądają się zjawisku kulturowego uprzedmiotowiania kobiet. Mandaryna, występując w 2005 roku w Sopocie (bo właśnie wykonanie z tego koncertu zostało tu użyte), była u szczytu popularności. Wskutek nieszczęśliwego scenicznego performansu (piosenkarka zdecydowała się zaśpiewać bez playbacku, nie dysponując przy tym wystarczająco dużymi wokalnymi umiejętnościami) nie tylko załamała się jej spektakularna kariera, lecz sama wokalistka stała się na długie lata obiektem żartów i tematem niewybrednych memów. W popkulturze zapisała się więc niemalże jako bohaterka tragiczna, która w jednej chwili – być może, jak sama twierdzi, wskutek spisku, którego kulisy kiedyś ujawni – straciła wszystko: sławę, uznanie i wielkie pieniądze. W przedstawieniu Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu Mandaryna staje się swego rodzaju popkulturową polską Isaurą, będącą ofiarą znamiennego dla kultury internetowej trendu: gdy komuś znanemu powinie się noga, należy go obśmiać i uczynić z niego obiekt żartów. Twórcy tę i tak szeroko znaczeniową scenę poszerzają o jeszcze inne konteksty, wyświetlając w rytm utworu Ev’ry Night fragmenty filmowych nagrań z Britney Spears i Pameli Anderson. Postrzeganie obu tych celebrytek także należałoby przeanalizować w odniesieniu do serialowej bohaterki – ta pierwsza, wskutek trwającej do ubiegłego roku kurateli ojca, dosłownie funkcjonowała niczym jego własność (odpowiedzią na to był internetowy ruch #freebritney), ta druga została zaś zniewolona przez popkulturę poprzez utrwalenie jej rozerotyzowanego wizerunku.

Spektakl Majewskiej ukazuje wspomniane zjawisko utowarowienia i uprzedmiotawiania kobiet nie tylko w formie przywoływania rozlicznych kulturowych i społecznych kontekstów, lecz także na poziomie dramaturgii i kreacji postaci. Kobiety w tej prezentacji nie mają za wiele do powiedzenia – o wszystkim decydują tu mężczyźni. Tak jak wspomniałem, poszczególne odcinki serialu są w wałbrzyskim przedstawieniu fragmentami rekonstruowane, a każdą rekonstrukcję poprzedza „zakulisowa”, techniczna dyskusja – bohaterowie rozmawiają, jak dana sytuacja powinna zostać ukazana, jak poprowadzić poszczególną postać. Tytułowa Isaura, choć grana również przez mężczyznę (fantastyczny, przykuwający uwagę widza Ireneusz Mosio – jego praca z ciałem i mimiką zapada w pamięć), nie ma tu nic do powiedzenia – jako jedyna pozostaje bierna, jest jak przedmiot ustawiana i ogrywana; pozostali bohaterowie mówią jej, jak ma siedzieć, jak ma reagować na ich kwestie, ustawiają ją nawet do potencjalnej sceny gwałtu (estetyzacja przemocy seksualnej kilkukrotnie powraca zresztą w spektaklu). Podobnie wygląda sytuacja synowej pana Almeidy (Angelika Cegielska), która – jako jedyna – nie może odegrać sceny, w której przekazałaby informację o śmierci swojego teścia (wyręczają ją w tym mężczyźni). Słowem: kobiety nie mają tu żadnego znaczenia, są – tak jak Isaura – zniewolone: zarówno jako serialowe, jak i teatralne postaci.

Przeklęta hacjenda, bo tak bodaj Isaura określa pałac, w którym jest przetrzymywana, staje się metaforą niby profeministycznej i prorównościowej, a tak naprawdę podtrzymującej i utrwalającej krzywdzące stereotypy popkultury. Wałbrzyski spektakl zaskakuje kontekstami i dramaturgiczną złożonością (świetnie wyeksponowana matateatralność!), pozostając przy tym przejrzyście czytelnym. Choć twórcy nawiązują do licznych dzieł kultury (w pewnym momencie bohaterowie zaczynają mówić na przykład tekstem piosenki Doroty Masłowskiej lub dywagują o zmierzchu postmodernizmu), to nie odnosi się wrażenia, że przedstawienie jest w jakimkolwiek stopniu hermetyczne. Dobitnie pokazane zostaje za to, jak w nasze myślenie o świecie i kulturze wrosły pewne szkodliwe obrazy i przekonania. Wprawdzie wielu z nas chciałoby pewnie skrytykować Niewolnicę Isaurę lub utrzymany w podobnym stylu serial, jednak nie mamy już problemu z tym, gdy udostępniamy między sobą popularne memy, mniej lub bardziej otwarcie podtrzymujące stereotypy na temat kobiet i seksualności (ciekawie ukazano to poprzez wyświetlanie w jednej ze scen zapętlonych gifów, które w uproszczony, bo na przykład komiksowy, sposób przedstawiają stosunek seksualny).

Niewolnica Isaura to bardzo mądrze i świadomie poprowadzony spektakl, tyleż istotny i poważny, co zabawny i lekki. Oglądając go, można odnieść wrażenie, że nie stanowi on krytyki nas samych, naszej kultury i popkultury, jednak im dłużej trwa, tym bardziej oczywiste dla widza staje się to, że Isaura nie jest bohaterką z przeszłości. Padające w trakcie przedstawienie pytanie „Dlaczego chcecie to oglądać?” wydaje się wobec tego nader trafne i ważne. Jaka mogłaby być odpowiedź?

Kamil Bujny
teatrologia.pl
[link do źródła]