Nad Niemnem Teatru Dramatycznego im. J. Szaniawskiego to kolejna inscenizacja pozytywistycznej powieści Elizy Orzeszkowej. Myli się jednak ten, kto siadając w wygodnym fotelu teatru przycupniętego na obrzeżach wałbrzyskiej starówki, spodziewa się obejrzeć wierną adaptację tekstu z 1888 roku.
Spektakl zaskakuje już od pierwszych minut, gdy kurtyna nie unosi się, a zamiast tego pojawiają się na niej kolejne podobizny polskich twórczyni oraz twórców, zasłużonych dla współczesnego teatru polskiego i światowego. Przypinane są przez zagadkowego mężczyznę w żółtym szlafroku. Odczucie dziwności potęguje się, gdy na scenę wchodzi Kamil Norwid, Alina Obidniak, a enigmatycznym mężczyzną w szlafroku okazuje się być Krystian Lupa. Rozpoczyna się spotkanie mające przybliżyć widzom postać Aliny Obidniak. Jest to zmarła przed dwoma laty zasłużona reżyserka związana z Teatrem im. C. K. Norwida w Jeleniej Górze, który za czasów jej działalności stał się ważnym ośrodkiem kulturalnym. Kobieta tworząca w trudnym środowisku teatralnym, po dziś dzień zdominowanym przez mężczyzn, a w którym mimo to zaznaczyła swoje miejsce. W którym dawała przestrzeń do rozwoju młodym, obiecującym twórcom, m.in. wspominanemu już Krystianowi Lupie. Jest to portret aktywistki, feministki, ale też kobiety poszukującej siebie. Postaci dziś nieco zapomnianej, przyćmionej m.in. przez własnego „teatralnego syna” Lupę czy bardziej dziś znanego przyjaciela Jerzego Grotowskiego. Scena pochodzi z dramatu Sowa, córka piekarza, którym autor, pilgrim/majewski, chce przypomnieć postać Aliny Obidniak. Scena wyimaginowanej rozmowy kreśli sylwetki zasłużonych dla teatru, stanowi wstęp i wyznacza zarazem drogę jaką spektakl podąży. A podąży drogą Obidniak i Lupy, którzy, w alternatywnej rzeczywistości, mogliby takie właśnie Nad Niemnem wystawić.
Głos oddany zostaje Elizie Orzeszkowej i zaczyna się wyczekiwana akcja Nad Niemnem. Nie ma tu jednak historycznego kostiumu czy dekoracji wiernie oddającej XIX-wieczne realia. Strona wizualna jak i rozmowy bohaterów przefiltrowane zostają przez współczesność stanowiąc niezwykle interesującą mieszankę. Majewski podzielił scenę na dwie części – na tę przynależną zamożnym Korczyńskim, symbolizowaną przez kryształowe żyrandole oraz na zaścianek Bohatyrowiczów, manifestujący się w postaci wielkich, ciężkich głazów. Podział w scenografii sygnalizuje rozłam panujący nie tylko w przywołanych rodzinach, ale i w całej Polsce, gdzie ziemiaństwo nie chciało wchodzić w bliższe relacje z chłopstwem. Kostiumy podpowiadają widzom, do której warstwy przynależą noszące je postaci. Odpowiedzialny za stroje bohaterów Tomasz Jękot uwspółcześnił je, znacznie uatrakcyjniając stronę wizualną spektaklu. Patrząc na mężczyzn w dresach i kożuchach narzuconych na nagie torsy, ostentacyjnie podkreślających swoją siłę, łatwo dostrzec, iż pewne uprzedzenia i schematy zachowań pozostały w społeczeństwie po dziś dzień. Dzięki temu zabiegowi łatwiej jest obecnemu widzowi zrozumieć niechęć i obawy bohaterów.
Mimo uwspółcześnienia pewnych elementów, twórcy nie zapominają o korzeniach. Istotnym aspektem spektaklu pozostają, charakterystyczne dla powieści Orzeszkowej, (przy)długie opisy przyrody. Wyjęte wprost ze stron powieści, pojawiają się co jakiś czas stanowiąc przerywnik w akcji oraz wprowadzając w klimat dziewiętnastowiecznej polskiej wsi. Pomijane raczej przez czytających, tu wybrzmiewają w pełni swych dostojeństwa i krasie. A wszystko to dzięki świetnej Agnieszce Kwietniewskiej, która nie bez ironii, wypowiada czy raczej wypluwa z siebie kolejne spiętrzone epitety i wyszukane porównania. Opisowe fragmenty spektaklu są niezwykle smaczne i w swej pierwotnej ciężkości nadają przedstawieniu lekkości. Stają się też elementem terapeutycznym – któż nie poczuł ulgi, widząc iż twórczynie i twórcy spektaklu stoją po tej samej stronie barykady, pozycjonując się razem z nami w stosunku do rozbuchanych opisów Orzeszkowej?
Zachwyty nad stroną wizualną czy romansowaniem ze współczesnością nie są jedynymi jakie wyniosłam z wałbrzyskiego teatru. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie zespół aktorski Teatru Dramatycznego oraz aktorki i aktorzy występujący w spektaklu gościnnie. Magnetyczni Marta Moś oraz Krzysztof Piechniczek, wcielający się w role Justyny Orzelskiej oraz Jana Bohatyrowicza, sprawiają iż z wypiekami na twarzy śledzi się historię tej dwójki, a temperatura na scenie wciąż wzrasta. Kruchość i czułość Wojciecha Marka Kozaka w roli Anzelma, stają się niezwykle przejmujące w scenie monologu wieszczącego jakby Zygmunta Augusta (Dariusz Skowroński), zdają się także obrazować sytuację chłopa oraz całego społeczeństwa polskiego niepokojonego kolejnymi zawieruchami historii. Wspominana już Agnieszka Kwietniewska pełnym ironii głosem na przemian wzrusza i bawi, by w końcu poruszyć do głębi w przepięknej scenie ponownego spotkania z Anzelmem. Irena Sierakowska oraz Irena Wójcik jako Emilia Korczyńska i Teresa Plińska doskonale pokazują zblazowanie życia w dworku w Korczynie, ale umożliwiają jednocześnie bliższe przyjrzenie się bohaterkom oraz ich racjom. Piotr Tokarz jako Benedykt Korczyński oraz Czesław Skwarek jako Różyc również świetnie kreślą swoje postaci, nieco przerysowaną linią, charakterystyczną dla aktorskich kreacji w inscenizacji Nad Niemnem Majewskiego. W pamięć zapada także Małgorzata Osiej, pojawiająca się na scenie w kilku zaledwie scenach poświęconych Alinie Obidniak. Tworzy postać silną, konkretną, zahartowaną, ale w której wnętrzu dostrzec można także i wrażliwość.
Nad Niemnem Seba Majewskiego jest spektaklem, który zdecydowanie warto obejrzeć, ale który trzeba trochę wyczekać. Scena rozpoczynająca wraz ze wszystkimi, które poświęcone są Alinie Obidniak, dla osób nie rozeznanych w historii polskiego teatru ostatnich kilkudziesięciu lat może okazać się nie do końca zrozumiała. Padają tam hermetyczne żarty, odniesienia do dokonań artystycznych przywołanych twórczyni i twórców, aluzje… Dla widzów „nie wtajemniczonych” być może okaże się ona nieco ciężkostrawna. Podobnie jak kolejna, mocno rozciągnięta w czasie, wyznaczana kolejnymi mozolnie znoszonymi na scenę głazami, scena ukazująca historię Jana i Cecylii Bohatyrowiczów. Budzi ona cichy niepokój, czy aby cały spektakl nie powstał w tym charakterystycznym dla książki tonie. Na szczęście jest on szybko rozwiewany, akcja nabiera tempa i jeszcze przed zakończeniem aktu pierwszego widz porwany zostaje przez wicher namiętności wybuchającej pomiędzy Justyną a Janem. Watro też dodać, iż spektakl dedykowany jest raczej pilnym uczniom (tym byłym i obecnym), którzy odrobili lekcje ze znajomości lektury. Warto jest znać historie oraz zależności zachodzące pomiędzy postaciami. Bez tej wiedzy osoba oglądająca może pogubić się w skrótowo nieraz potraktowanych wątkach.
Mimo pewnego progu wejścia jaki wymaga od widza Seb Majewski, warto wybrać się na tę nieco zwariowaną inscenizację Nad Niemnem. Oglądanie jej w odkurzonej wersji, ze współczesnym spojrzeniem jest czystą przyjemnością oraz stanowi ciekawe uzupełnienie do szkolnej lektury Elizy Orzeszkowej.
Kamila Pietrzak
Dziennik Teatralny Łódź
12 maja 2023
[link do źródła]