teatr w wałbrzychu teatr w wałbrzychu
A A + A ++
ikona ikona

W ten sam weekend wałbrzyski teatr wystawił pierwszą w tym
sezonie premierę – „Martę. Figurę serpentinatę”. Duet dramatopisarski Pilgrim/Majewski znalazł kolejną postać budującą współczesną historię naszego miasta. Tym razem twórcy przedstawili teatralną biografię Marty Gąsiorowskiej nauczycielki z I LO w Wałbrzychu. Nieżyjąca już profesorka dała się zapamiętać jako wyjątkowa polonistka, wychowawczyni i człowiek. Świadczą o tym liczne wspomnienia jej uczniów i wychowanków. W zgromadzonych materiałach przed wejściem na aulę w „Pierwszym”, gdzie wystawiana jest sztuka, można przeczytać kilka z nich. Najbardziej poruszające jest pożegnanie z Martą – Krzysztofa Kobielca. Choć nie znałem bohaterki przedstawienia, to jego słowa są bardzo przekonujące. Gąsiorowska miała jeszcze jedno oblicze – zaangażowanej działaczki „Solidarności” w latach 80. Ówczesne, komunistyczne władze uznały to za zagrożenie dla panującego ustroju i internowały ją do ośrodka odosobnienia w Gołdapi. Między innymi o tym, ale przede wszystkim o relacjach z innymi ludźmi – uczniami opowiada „Marta. ….” Bardzo ciekawym wątkiem jest wieloletnia przyjaźń ze Zbigniewem Rucińskim tzw. „Śrubą” – późniejszym krakowskim aktorem. Pilgrim/Majewski umiejętnie wiążą jej los z Jerzym Szaniawskim (patron wałbrzyskiego teatru) i jego żoną. Nowe miejsce wystawienia, scenografia i nie najłatwiejsza forma czynią (szczególnie na początku) spektakl w reżyserii Seby Majewskiego wymagającym. Kiedy jednak już pojmiemy konwencję spektaklu, opowieść staje się bardziej interesująca, a i częściej, zabawna. A’propos śmiechu to dialog pomiędzy Ireną Sierakowską jako Martą z Piotrem Czarneckim w roli „Śruby” to prawdziwa gratka. Trudno się z nimi nie bawić. Warto jeszcze podkreślić ciekawą rolę Kingi Zygmunt (trzeci jej spektakl w Wałbrzychu), jako chorej na schizofrenię Anity – żony Szaniawskiego. Podsumowując „Marta. …” to ciekawy projekt z pomysłem i dobrą realizacją. Spektakl prowokuje do głębszego poznania życiorysu Marty Gąsiorowskiej i jej podopiecznych oraz szalonej Anity Szaniawskiej. Mówi się, że przyczyniła się do śmierci męża. Ponadto, nigdy do końca nie wyjaśniono okoliczności spalenia dworku po Szaniawskim. W zgliszczach budynku odnaleziono dwa zwęglone ciała. Z braku dowodów kobietę uniewinniono.

 

Piotr Bogdański, WieszCo
[link do źródła]