Tak naprawdę tytuł kolejnego tanecznego spektaklu Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu powinien brzmieć „Gdyby Pina nie paliła, to by NIE żyła”. Ta artystka tańca z papierosem nie rozstawała się nigdy. Spektakl w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego jest złożonym jej hołdem. Z humorem i bez patosu, co rzadkie u nas.
„Gdyby Pina nie paliła, to by żyła” to fikcyjne, ostatnie przedstawienie Piny Bausch, niemieckiej tancerki i choreografki. Ze sceny kilkakrotnie pada podziękowanie dla Dariusza Kosińskiego z Instytutu im. Jerzego Grotowskiego za udostępnienie materiałów wideo z tamtego wieczoru. To wtedy we Wrocławiu w 2009 roku podczas festiwalu „Świat miejscem prawdy” tancerze Tanztheater Wuppertal Pina Bausch. dowiedzieli się o śmierci swojej mistrzyni. Mimo to postanowili zagrać dla widzów spektakl „Nefes”, czyli Oddech.
Można zarzucić, że za mało jest Piny w „Pinie”. Ale autorzy przedstawienia w „Szaniawskim” nie chcieli odtworzyć jej biografii. Tym bardziej próby jej naśladowania skończyłyby się fiaskiem, bo tak naprawdę Bausch jest nie do podrobienia. Nawet film Wima Wendersa „Pina” nie przedstawił pełni aury, jaka otaczała choreografkę i jej dzieła. W wałbrzyskim spektaklu znajdziemy na osłodę mocno rozpoznawalny cytat z „Café Müller”, który stworzyła dla wuppertalskiego zespołu, a wykorzystany przez Pedra Almodovara w swoim filmie.
Reżyser Cezary Tomaszewski i autorka scenariusza Aldona Kopkiewicz nawiązali do jej twórczości strukturą swojego przedstawienia. Zastosowali specyficzny montaż scen, zderzając to, co poruszające z tym, co zabawne. Powstał dynamiczny kolaż performatywno-muzycznych etiud. Punktem wyjścia była chęć zainscenizowania barokowych lamentów. Rzucanie palenia wydawało się najlepszą formą wyrażenia bólu i tęsknoty. Tak jak w scenie rozgrzewki otwierającej „Pinę”, gdy bohaterowie z gracją i namaszczeniem przekazują sobie papierosa jakby był czymś najbardziej drogocennym na świecie. I we mnie, osobie niepalącej, którą drażni sam zapach papierosowego dymu, pojawiło się współczucie dla rzucających, czy raczej udających, że rzucają palenie postaci. Nie wiemy, ile w tym fikcji, a ile autentycznych doświadczeń wałbrzyskich aktorów. To także nawiązanie do metody pracy Bausch, która, z intymnych przeżyć swoich tancerzy tkała spektakle. Cieszyłam się za to wraz z nimi, gdy z nieba niczym manna spadły im papierosy..
Teatr Piny Bausch oparty był na osobowościach. W przedstawieniu „Szaniawskiego” również zagrali wyraziści aktorzy wałbrzyskiej sceny – Joanna Łaganowska, Rozalia Mierzicka, Irena Wójcik, Rafał Kosowski, Filip Perkowski, Dariusz Skowroński, Piotr Tokarz oraz gościnnie Weronika Krówka i Włodzimierz Dyła. Choć ich battement i chasse z pewnością nie są tak perfekcyjne jak zawodowych tancerzy, to właśnie ta nieporadność połączona z chęcią idealnego ich wykonania, porusza. Ci, którym, wydawałoby się, natura poskąpiła gracji, unoszą się nad sceną parę milimetrów lekcy jak piórko.
W tym niekonwencjonalnym spektaklu, gdzie powaga miesza się z humorystycznym tonem i wygłupami, nad wszystkim unosi się bolesne poczucie straty i tęsknoty. Za mentorką, wielką osobowością i reformatorką tańca oraz za nią jako człowiekiem po prostu. To co, idziemy na papieroska? Boja właśnie rzuciłam…
„W oparach tańca”
Alicja Śliwa
Tygodnik Wałbrzyski nr 32/07.08
10-08-2017