Soczysty performance inspirowany zapomnianą nowelką Gustawa Morcinka "Łysek z pokładu Idy" ukazuje kierunki w którym idzie dzisiejszy (nie tylko wałbrzyski) teatr. Awangarda, utrzymywanie widza w stanie permanentnego szoku i niezgoda na zastaną rzeczywistość stały się już znakami rozpoznawczymi wałbrzyskiej sceny, a wszyscy tęskniący za klasycznymi wersami w oprawie tiuli i koronek powinni już dać sobie spokój, bo w naszym mieście z pewnością ich dziś nie dostaną.
Dawna kopalnia "Thorez", która dziś nosi dumną nazwę Parku Wielokulturowego Stara Kopalnia w końcu sezonu ugościła zespół Szaniawskiego, a ten po raz kolejny udowodnił, że jest jedną z najlepszych ekip teatralnych w kraju, dla którego słowo tabu staje się tylko motorem napędowym. Adaptacji "Łyska z pokładu idy" na scenę, a właściwie napisania nowego tekstu podjął się Jan Czapliński, a całość wyreżyserował Radosław Rychcik, którego inscenizacja "Samotności pól bawełnianych" okazała się przebojem ubiegłorocznych Fanaberii Teatralnych. Twórcy podjęli się odważnego zadania wykrzyczenia odbiorcy historii wykluczonego i tych, którzy go z rozmysłem albo bez niego wykluczają. Łysek staje się kozłem ofiarnym, nie akceptowanym (brukanym, upokarzanym, nie rozumianym) zarówno w kopalni, jak i na placu zabaw.
W tytułowej roli zachwyca etatowy aktor Szaniawskiego, Andrzej Kłak, który stworzył postać wielowymiarową, odważną w swojej inności, ale przede wszystkim taką, która ładunkiem emocjonalnym strzela prosto w najgłębsze uczucia odbiorcy. W ogóle widać jak na dłoni, że to na emocje i uczucie, a nie wyrafinowane analizy intelektualne postawili zarówno Czapliński jak i Rychcik. Podczas przedstawienia ci którzy mieli możliwość usłyszenia i zrozumienia całego tekstu (warunki lokalowej w Starej Kopalni mają swoje plus i minusy) wystawieni są na próbę ogarnięcia własnego jestestwa, roli i sposobu funkcjonowania w społeczeństwo, które przypadają im w udziale. To widz wybiera czy jest Łyskiem czy jednym z jego oprawców. W sztuce Czaplińskiego są nimi "niegrzeczne dziewczynki" okupujące osiedlowe piaskownice. Jako jedna z nich spektakl kradnie Małgorzata Łakomska, która wyrasta już dziś na najjaśniejszą gwiazdę Szaniawskiego. Jej warunki sceniczne, przejmujący głos, ale przede wszystkim talent interpretacyjny sprawiają, że od Łakomskiej nie można oderwać oczu i już dziś żal, że pewnie lada dzień "wyfrunie" do większego miasta, jak niegdyś Dancewicz czy Zięba.
"Łysek" to przedstawienie nowatorskie, w którym ruch sceniczny i muzyka (rewelacyjne kompozycje na żywo autorstwa i w wykonaniu utalentowanego Michała Lisa) odgrywają równorzędną rolę z tekstem. Bieganina, krzyk, drapanie po kroczu, wycie i warczenie, napier… (inne słowo tu nie pasują biorąc pod uwagę kij bejzbolowy i obłęd w oczach debiutującej Angeliki Cegielskiej) w meble sprawiają, że kwestie mówione momentami są niezrozumiałe. Utyskując na przerost formy nad treścią, usłyszałem od jednego ze "znawców", że teatr w dzisiejszych czasach taki właśnie jest. W sumie dlaczego nie?
Mateusz Mykytyszyn
Nowe Wiadomości Wałbrzyske online
24-06-2010