Ktoś, kto widział wcześniejsze realizacje Przemysława Wojcieszka, zwłaszcza warszawski „Darkroom” i legnickiego „Osobistego Jezusa”, na najnowszej produkcji autora, wyreżyserowanej w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu własnej sztuce „Ja jestem Zmartwychwstaniem”, przeżyje déjà vu.
Odnajdzie znajome kontrastowe zestawienie charakterów – w „Darkroomie” docierali się młody gej i dziadek z Radia Maryja, w „Zmartwychwstaniu” – ksiądz, który zrzucił sutannę (Andrzej Szubski), i młoda prostytutka (Aleksandra Cybulska), w pierwszym rolę płaszczyzny porozumienia odegrało karaoke, w drugim – taniec. Z „Osobistego Jezusa” do nowej produkcji przywędrował temat rozpoczynania nowego życia, diaboliczna postać sprowadzająca bohatera na manowce, a także motyw załatwiania spraw „po męsku” – za pomocą pięści. Wspólny jest również ledwo zarysowany drugi plan oraz minimalistyczna scenografia.
Scena ograniczona szafą, szafką i prysznicem staje się na przemian mieszkaniem byłego księdza, barem diabolicznego Andrzeja i dyskoteką. W tej scenerii bohater szamocze się z samym sobą i z rzeczywistością, o której w seminarium nie uczyli. I tak aż do momentu, gdy weźmie go za rękę i poprowadzi Marta – dziewczyna z pozoru szorstka (taki zawód), ale w głębi serca wrażliwa. Happy end.
Wałbrzyska produkcja Wojcieszka znających jego spektakle pewnie zirytuje, świeżych zaś może ująć tym, z czego autor już zdążył sobie zrobić znak rozpoznawczy: brakiem zadęcia, szczerym optymizmem, wiarą w człowieka i dopingowaniem go w próbach zmiany życia na lepsze.
Aneta Kyzioł
Polityka
25 maja 2007