Majową premierę (23 maja 2025 r.) w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu zaliczyć należy do udanych. Twórcy inspirując się kronikami parafialnymi Kościoła Zbawiciela w Wałbrzychu prezentują na scenie migawki z historii miasta i regionu od 1525 roku. Spektakl w reż. Jacka Jabrzyka nosi tytuł „Sceny z życia pobożnych mieszkańców Waldenburga”, czyli nikogo innego jak mieszkańców dawnego Wałbrzycha.
Czy można więc nazwać spektakl ten spektaklem historycznym? Pokusiłbym się raczej o określenie „współcześnie historyczny”, a nawet historyzujący. Dlaczego?
Przenieśmy się w czasie
Opowieści rodziców czy dziadków nie zawsze porywały nas w dzieciństwie swoją fabułą i aktualnością. Twórcy zapraszają nas do uważnego słuchania i obserwowania tego, co wydarza się na scenie. Warto pozostać otwartym zarówno wtedy, gdy historia regionu jest nam znana, ale i wtedy, gdy nie do końca orientujemy się w historycznych zawiłościach regionu.
Przenosimy się do roku 1525 i tu zaczyna się fabuła spektaklu. Poznajemy losy chłopów, mieszkańców miasta. W tle historia Ziemi Wałbrzyskiej i samego Śląska oraz zapoczątkowany kilka lat wcześniej przez Marcina Lutra rozłam kościoła. Inspiracja twórców kronikami parafialnymi zdaje się być dobrym pomysłem z uwagi na fakt, iż opisują one życie zwykłych ludzi. Za opracowanie tekstu odpowiedzialny jest Przemysław Pilarski.
Historia (wciąż) aktualna?
Nie bez powodu w tytule spektaklu obecny jest człon „pobożnych”. Owa pobożność ma tu znaczenie i stanowi uwypuklenie problemów, z którymi kościół zmagał się pięć wieków temu, a z którymi zmaga się także teraz. Reżyser bardzo sprawnie i niemal niezauważalnie przenosi w czasie elementy znane nam w XXI wieku do czasów akcji dramatu. I tak katolickie media (pozwolę sobie nie wymieniać) znajdują swoje miejsce w przeszłości. Efekt może i jest komiczny, ale daje do myślenia!
Wszystkiemu towarzyszy aspekt reformacji i rozłamu kościoła, pewnego rodzaju zejście wyznawców odłamu do podziemi, gdzie w jednej ze scen pojawiają się chochoły. Pierwszym skojarzeniem jest „Wesele” Wyspiańskiego i chocholi taniec. Przypadek? W opowiadanej historii przebudzenie narodu i refleksja katolików nad tym, na ile można sobie pozwolić w imię wiary, nie nadeszła. Pozostaje mieć nadzieję, że wydarzy się to za naszych czasów, w kontekście dokonywania wyborów władz, jak i reformy współczesnego kościoła, którego młyny, jak powszechnie wiadomo, mielą powoli.
Czas na wyróżnienia
Nie mógłbym nie wyróżnić ról Angeliki Cegielskiej – aktorki ze stałego zespołu Szaniawskiego. Swoim zaangażowaniem i świetnym wyczuciem potrafi w zaledwie chwilę diametralnie zmienić atmosferę panującą na scenie. W swoim monologu pochyla się nad losem chłopów, porusza emocje, przyprawiając o duszność i składnia do osobistej refleksji.
Mateusz Flis urzekł mnie swoimi zdolnościami ruchowymi, które zaprezentował jako lansujący się proboszcz katolickiej parafii. Same słowa nie oddałyby pełni sensu i nie wywołałyby śmieszności całej sytuacji. Brawa dla odpowiedzialnego za ruch sceniczny choreografa – Szymona Dobosika.
W przedstawieniu wykorzystano wiele ciekawych rozwiązań. Za scenografię i kostiumy odpowiedzialna jest Paula Grocholska. Prosta, acz mobilna scenografia w zupełności spełnia swoją rolę, nie przytłacza nadmiarem. Momentami na scenie pojawiają się gąbki w kształtach budynków faktycznie znajdujących się w mieście, które dublują sens wymowy będąc, wedle potrzeby, siedziskami, szezlongami dla dygnitarzy, zachowując przy tym swój pierwotny sens – budowli.
Kostiumy stylizowane na właściwe czasowi akcji zawierają elementy współczesne. I tak wysłannicy władzy poza charakterystycznym ubiorem przywdziewają ochraniacze zawodników futbolu amerykańskiego.
Całości dopełnia muzyka Jacka Sotomskiego, reżyseria świateł Kacpra Schefflera i wspomniana już świetna gra aktorska.
Serdecznie zachęcam do odwiedzenia Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu, by dać się porwać „Scenom z życia pobożnych mieszkańców Waldenburga” w reż. Jacka Jabrzyka.
Krzysztof Antonik
teatralnie.pl
[link do źródła]