Przewodnik dla lewicy o prawicy Marcina Napiórkowskiego i Katarzyny Szyngiery, reżyseria: Katarzyna Szyngiera. Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu.
Jeśli to przedstawienie zwiastuje jakiś przełom, to jego znaczenie jest historyczne.
Na wiadomość, że w teatrze wałbrzyskim odbędzie się premiera spektaklu Katarzyny Szyngiery Przewodnik dla lewicy o prawicy trudno było oczekiwać zaskoczenia, a dodatkowa informacja, że scenariusz jest oparty na wypowiedziach „osób deklarujących poglądy prawicowe” tylko upewniała w przekonaniu, że w najlepszym razie można się spodziewać tak zwanej ostrej satyry plus ewentualnie malutkiego wyrównania typu „ludzie nie tacy źli, tylko zmanipulowani”.
Oczywiście wśród „osób deklarujących poglądy prawicowe” jest wielu ludzi ograniczonych, chamskich, po prostu głupich. Ale takich osób jest wiele w każdym środowisku. Problem w tym, że „osoby deklarujące poglądy prawicowe” przedstawiano dotąd w teatrze (i nie tylko) wyłącznie jako karykatury. Co więcej – ludzie niewchodzący do grupy „osób deklarujących poglądy prawicowe”, ale niedemonstrujące nienawiści do PiS, na siłę są w niej umieszczani na zasadzie „kto nie z nami, ten przeciw nam”. Stworzono jednolitą grupę „pisiorów”, która jeśli się dzieli, to na: albo głupi, albo cyniczny karierowicz, albo beztalencie, które zwietrzyło okazję, której w warunkach wcześniejszej, uczciwej konkurencji by nie miało. Już samo zobaczenie człowieka w człowieku, przyznanie mu prawa do swoich poglądów, niewmawianie mu koniunkturalizmu (w tym wypadku szczególnie problematycznego, bo deklarowanie poglądów „pisowskich” zawsze wiązało się z kłopotami, niezależnie od tego, kto rządzi), w tak ustanowionym „pisiorze” było automatycznie podejrzane i nikt o zdrowych zmysłach nie widział powodu, by ryzykować podniesienie brwi osób, od których wiele zależy.
I oto nagle z samego centrum lewicowego teatru, spod ręki jasno określającej swoje poglądy reżyserki Katarzyny Szyngiery wychodzi spektakl, który pokazuje prawicę – cokolwiek to znaczy – jako ludzi. A w zasadzie nie tyle ludzi, co ich poglądy, jakąś ich część. Ale przecież nie szkodzi, że tylko część, bo wreszcie po prostu ktoś jest ciekawy tego drugiego, tego Innego, który deklaratywnie był dotąd wartościowany pozytywnie, a w praktyce rzeczywistości politycznej traktowany jako śmiertelny, godny pogardy wróg.
Przedstawienie ma więc być Poradnikiem dla osób o lewicowych poglądach, który chce przybliżyć i oswoić tak zwanych „prawicowców”, czyli ludzi, którzy myślą inaczej, widzą inaczej i mówią rzekomo innym językiem.
Spektakl jest bardzo prosty – dwoje kosmicznych władców świata, w tak zwanym Centrum Zarządzania Światem, konstruuje ludzi w różnych wersjach i obserwuje wynikające z tego relacje, jakie się między nimi wytworzą. Aktorzy odgrywają zaprojektowane postaci w scenach, których lokalizacja jest zawsze ta sama – sauna. Czynności w takim miejscu są standardowe, odruchowe, pozwalają toczyć rozmowę, a równocześnie coś się jednak dzieje, jak na przykład zbyt mocny cios gorącą witką w plecy partnera. Wszystkie sceny – zarówno te w Centrum Zarządzania Światem jak i w saunie, są dwójkowe i grają je ci sami aktorzy – Irena Wojcik i Michał Kosela.
W krajach, gdzie sauna jest popularna pełni ona dość istotną funkcję społeczną. I to zapewne zainspirowało twórców do umieszczenia swego spektaklu tam właśnie oraz na zewnątrz, gdzie można odetchnąć na leżakach albo zanurzyć się w beczce z zimną wodą po relaksujących chwilach w wysokiej temperaturze, poprawiającej krążenie. Kolejne pary osób rozmawiają tam na aktualne tematy społeczne, polityczne czy po prostu życiowe.
Spektakl składa się z ośmiu różnej długości scenek. W pierwszej widzimy zwolenniczkę strajku kobiet w ręczniku z czerwoną błyskawicą i zdecydowanego przeciwnika tego ruchu, który wygłasza dość deprymujący wykład o runicznym germańskim pochodzeniu znaku błyskawicy, narodowym niemieckim socjalizmie i lewackim sposobie myślenia. Mężczyzna wraz z rosnącą w saunie temperaturą nakręca się coraz bardziej. Zachowuje się dość dziwacznie i coraz agresywniej. Para zarządzająca światem przerywa więc tę spiralę wrogości i włącza scenę drugą. Na odprężającym saunowym wypoczynku pokazane zostaje małżeństwo wychowujące piątkę dzieci. Para przedstawia swoje zapatrywania na różne modele rodzin i małżeństw, na homoseksualizm czy homorodzicielstwo. Dwoje projektujących postacie „demiurgów” z Centrum Zarządzania ocenia, że ta wizja (oparta podobno na autentycznej rozmowie pary konserwatywnych publicystów) jest zbyt słodka, „disneyowska” i projektują inny model: symulację prawicowej feministki o następujących parametrach – aktywizm lokalny 90, empatia – 73, asertywność – 100, wdrażanie w życie planów i inicjatyw – 69, czułość na szowinizm – 91, niezależność – 85 (w skali zdaje się 1 – 100). Wykreowana zostaje ciekawa postać – radna i działaczka lokalna (też prawdopodobnie autentyczna postać, zapewne z Wałbrzycha), wiceprezes stowarzyszenia katolickiego uważająca, że nikogo nie należy dyskwalifikować z jakichkolwiek powodów, a wszystko można załatwić poprzez dochodzenie do kompromisów. Nie chce być jednak nazywana feministką i się nią nie czuje (choć tak została zaprojektowana), gdyż źle jej się to kojarzy – ze zbyt radykalnym komunikatem głoszonym przez środowisko, które niejako zaanektowało to pojęcie.
W kolejnych scenkach poruszone zostają tematy globalnego ocieplenia klimatu i tu ekspert od energetyki przekonuje w saunie swą rozmówczynię o słuszności dążeń ekologów, którzy popierają energię odnawialną, segregację śmieci, talerze z otrębów, które po posiłku można zjeść, łąki w środku miasta czy biodegradowalne trumny, dzięki którym na szczątkach ludzkich mogą wyrosnąć drzewa. Ostateczna konstatacja brzmi, że prawica nie ma żadnej pozytywnej alternatywy dla zahamowania radykalnych zmian środowiska, a ludzie za mało czytają tekstów źródłowych, a za dużo oglądają seriali. Jak widać są to raczej banalne, pseudonaukowe spostrzeżenia przynoszące sporą dozę groteski, która wyłania się zazwyczaj z dialogów opartych na wyświechtanych formułkach wyczytanych w gazetach albo usłyszanych w mediach i przekazywanych w trakcie prywatnych rozmów.
Jedna z bardziej przejmujących scen pokazuje mężczyznę określającego się jako katolika, który bardzo osobiście mówi o swojej wierze, o stosunku do Kościoła, hierarchów, laicyzacji życia i młodzieży. Dokonuje on analizy coraz bardziej malejącej społecznej roli Kościoła i koniecznych jego zdaniem strategii, które Kościół powinien przyjąć, by te nieuniknione zmiany przetrwać.
W międzyczasie gdzieś w dole ekranu miga dwójka osób – jedna ze swastyką, druga z sierpem i młotem na przedramieniu – pijąca bruderszaft, niczym dwie bratające się totalitarne ideologie – nazizm i komunizm – które swym wspólnym wysiłkiem doprowadziły w dużym stopniu do tego, co się w tej chwili w Polsce dzieje. To przeszłość kładąca długi cień na teraźniejszości, problem cały czas bolesny i aktualny.
Z treści scenek wyłania się uogólniające stwierdzenie „demiurgów”, że podział na prawicę i lewicę staje się atraktorem, czyli przyciąga to, co się wokół niego dzieje, ale sam nie staje się żadnym nośnikiem wartości. To obserwacja prawdziwa nie tylko w teorii chaosu, ale ważna też w analizie tendencji – nie tylko w Europie – do radykalnych polaryzacji politycznych opartych na agresji i nienawiści, podsycanych w imię sztucznie wytworzonych podziałów, które służą – no właśnie, komu? Warto też zadać pytanie, czy faktycznie jednym ze źródeł tego zjawiska nie jest technologia i media społecznościowe, które wzmacniają dezintegrację wspólnoty przez tak zwane „komnaty pogłosowe” – echo chamber.
Co proponują twórcy Poradnika? Proponują wykorzystanie możliwości tych nowych technologii do stworzenia odpowiedniego algorytmu pojednania, zbudowania sieci negocjacyjnej, wspólnej narodowej mapy wartości, marzeń i lęków. Jak teatr może to zrealizować? Przygotować spektakl pozytywny, dający nadzieję, spektakl o miłości – a co do tego najlepiej się nadaje, jak nie musical? I taki współczesny musicalowy taniec kończy Poradnik. Po nim jednak następuje jeszcze ostatnie ujęcie, niejako efekt musicalowego zabiegu leczącego: skomponowane z dwóch osobnych fotografii zdjęcie przytulających się mężczyzn – Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Dziecięca nieomal wizja pojednania, przypominająca marzenia małych dzieci, by skłóceni rodzice się po prostu przytulili, zapomnieli o wszystkich urazach i cała rodzina mogła żyć dalej długo i szczęśliwie.
Czy ten spektakl ma dużą wartość teatralną? Może nie tak wielką. Ale jeśli traktować go w kategoriach teatru politycznego to ma ogromną, ponieważ w swej politycznej warstwie pokazuje świat wartości konserwatywnych jako pozytywny, a w każdym razie normalny, uprawniony, tak samo mądry i tak samo głupi jak każdy inny, a ludzi o prawicowych poglądach jako myślących logicznie, tak samo wartościowych i tak samo czasami groteskowych, jak ci z lewicy. To w naszym dzisiejszym teatrze absolutne novum, a przecież to nie jest jakaś aberracja czy zdrada ideałów lewicowych – te bardziej świadome środowiska lewicowe zawsze akcentowały potrzebę poznania poglądów i motywacji tak zwanej drugiej strony, a nie wpychania ludzi w wyobrażony stereotyp, który pozwala pozostać wpychającemu w jego strefie komfortu niemyślenia.
Czy to się powiedzie? Czy przyjdzie ex Walbrzyche lux?
Jagoda Hernik Spalińska, Marzena Kuraś
teatrologia.info
link do źródła