CO ZROBIĆ Z PRZESZŁOŚCIĄ,
którą nosimy głęboko?
Jak poradzić sobie z tym ciężarem? Czy wystarczy zapomnieć o traumie? Czy potrzebne jest jakieś oczyszczenie? A może zadośćuczynienie?
Na mój teatralny debiut w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu wybrałem spektakl „Nocny portier. Doświadczenie”. I moja intuicja mnie nie zawiodła.
To przede wszystkim kawał świetnie napisanego tekstu (pilgrim/majewski). Dosadnego, mocnego, prawdziwego – takiego, który broni się sam. Scenografia jest więc oszczędna. Składa się z czarnej teatralnej ściany i symbolicznych rekwizytów. Dzięki temu słowa wybrzmiewają jeszcze mocniej. A ich siła w tym spektaklu jest naprawdę duża.
To rzecz o podwójnym dramacie więźniów w obozach koncentracyjnych. Podwójnym, ponieważ dehumanizacja, którą przeszli to jedno. Drugie to stygmatyzacja, jaką przeżyli potem.
Obdarci z godności, przestają być ludźmi. Stają się tylko numerkami. Są wykorzystywani do rozrywki: jako modele na wybiegu, aktorzy w teatrzyku, żywe zabawki, marionetki, które można testować i z którymi można zrobić wszystko, przekraczając wszelkie granice.
Droga od farsy do prawdziwego horroru jest krótka, prawie niezauważalna. Nawet nie wiesz, w którym momencie znajdujesz się po drugiej stronie. Nie ma jednak w tym spektaklu dosłowności z filmów dokumentalnych. Reżyser Seb Majewski i wykonawcy cały czas balansują natomiast na granicy wytrzymałości.
Widz czuje, że aktorzy się do niej zbliżają. Atmosfera się zagęszcza i zastanawiasz się, czy granica właśnie tu zostanie przez nich przekroczona. Nigdy się to jednak nie dzieje! Bardzo lubię to w teatrze: na chwilę zostajesz sam – bezbronny ze swoimi emocjami i myślami. Kiedy zaczynasz oddychać głęboko, aktorzy przechodzą do następnej sceny.
Dla widza o dużej empatii i wyobraźni to prawdziwa jazda na emocjach. To, co jest z ukryte za tymi granicami, uruchamia myślenie – a to, co tam znajdziesz, zależy już od Ciebie.
Reżyser buduje sceny, w których nie potrzeba dosłowności, a i tak powiedziane zostało wszystko. Świetnie też prowadzi aktorów. Bo „Nocny portier. Doświadczenie” to także spektakl, który jest fantastycznie zagrany.
Ciekawą rolę stworzył Rafał Gorczyca, który ma w oczach niebezpieczny obłęd przykryty fałszywym uśmiechem. To taki bezczelny demon. W białych rękawiczkach – bez szacunku i skrupułów – przekracza granice drugiego człowieka. Świetna scena wysypywania z worków „gadżetów” obozowych, które za chwilę posłużą do zabawy. Czy jego postać jest z natury zła, czy tylko korzysta z „możliwości”, jakie przed nim stoją?
Na jego tle Angelika Cegielska jest prawie „niewidoczna”. Swoją przejmującą postać zbudowała drobnymi gestami i delikatną mimiką. Tak jakby bała się mówić głośniej z uwagi na miejsce, w którym się znajduje. Jej bohaterka niknie w oczach, by stać się nieczującą lalką. Nie ma w jej grze dramatu i cierpienia. Jest niemy, wewnętrzny krzyk i pusty wzrok. Subtelnie, szczerze, pięknie!
Wzruszył mnie też Dariusz Skowroński. Gra starszego mężczyznę z żonkilem – homoseksualistę i Żyda, który schował w sobie całą obozową przeszłość. Jednak w jego posturze widzimy jej ciężar. Nie chce już wracać do tego, co było. Śmieje się więc z antysemickich żartów i w kinie, które prowadzi, wyświetla film „Nocny portier”. Cały czas jednak w ręku ma ten żółty kwiatek – swoją przeszłość, swój dramat, swój ciężar.
Bardzo dobrze, że taki spektakl powstaje, gdy toczy się wojna na Ukrainie – za chwilę druga rocznica napaści Rosji na ten kraj. Trwa to już na tyle długo, że się do niej przyzwyczailiśmy. Pewnie, jak się zakończy, wielu nawet tego nie zauważy…
Ale wojna nigdy nie kończy się w jednym symbolicznym dniu, który zostanie odnotowany przez historyków. Ona trwa nadal w ludziach, którzy ją przeżyli i muszą mierzyć się z jej koszmarem w swych czterech ścianach. Ten spektakl jest dedykowany właśnie im.
„Nocny portier. Doświadczenie” trwa tylko 90 minut – naprawdę rozczarowałem się, kiedy nastąpił koniec. To dziwne, ale mimo takiej tematyki, chciałem zobaczyć więcej.
Nie wiem, czy to celowy zabieg, ale oglądanie tego spektaklu wśród niewielkiej, ściśniętej blisko siebie widowni, powoduje, że jeszcze bardziej oddziałuje na widza po wyjściu z teatru, kiedy ma się więcej przestrzeni fizycznie i psychicznie. Zastanawiasz się wtedy, jak wiele dzieje się obok ciebie, a ty nie zdajesz sobie z tego sprawy.
To jeden z tych spektakli, który otwiera oczy. Mówi o rzeczach niewygodnych, nieakceptowalnych, przemilczanych, ale jednak o takich, które miały miejsce. Świetny tekst, bardzo dobra realizacja i fantastyczne aktorstwo. Mocny i dobrze zagrany spektakl o niezadośćuczynieniu, przemilczeniu i pustce, która pozostaje.
Kiedy więc znowu będziesz tak tracił szacunek do drugiego człowieka, zastanów się, bo nie wiesz, co on przeszedł…
Marcin Wojciechowski
Och kultura