teatr w wałbrzychu teatr w wałbrzychu
A A + A ++
ikona ikona

„Niewyczerpany żart” w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu to spektakl, który powstał na postawie książki Davida Fostera Wallace’a. Monstrualne dzieło (liczy ponad 1000 stron!) przez jednych określane jako „cegła dla snobów”, przez drugich – „kultowa powieść geniusza najntisów”.
Krzysztof Popiołek, który odpowiada za adaptację i reżyserię spektaklu, skupił się przede wszystkim na pokazaniu kondycji człowieka w dzisiejszym świecie. Przyznać trzeba, że nie ma on łatwo. Mówiąc wprost – ma prze…e. Musi być piękny, zdrowy i młody. Mieć czas, pieniądze i energię.
Dlaczego więc jest nieszczęśliwy, gdy to posiada? Może dlatego, że to tylko iluzja? Dlaczego jest tak, że marzy o wielkiej miłości i wielkim sukcesie, ale boi się małej porażki? Zniekształca sobie obraz rzeczywistości – żeby złagodzić samotność i zabić lęk, sięga po rozrywkę. Uzależnia się od „ulepszaczy”. Niby tylko na tę chwilę teraz, ale w rzeczywistości na dłużej albo na zawsze. Ściąga w dół siebie i najbliższych.
Trudno w takim świecie o piękno, jasność, spójność i konsekwencję. Tu panuje chaos.
Głównym wątkiem spektaklu jest rodzina i najbliższe otoczenie utalentowanego Hala. Chłopak jest objawieniem tenisa. Świat stoi przed nim otworem, ale jednak coś nie pozwala mu pójść do przodu. Każdy trening kończy cugiem narkotykowym. Jego ojciec popełnił samobójstwo przez chorobę alkoholową.
Matka Hala z kolei to szycha w szkole sportowej, w której uczy się jej syn. Wdaje się w romans z trenerem tenisa i próbuje grać czułą matkę dla drugiego syna. Mario na pierwszy rzut oka może wydawać się niestabilny i niedojrzały emocjonalnie. W gruncie rzeczy to on jest chyba najbardziej normalny z całej rodzinki. Być może niewiele rozumie, ale dużo czuje.
Wszystkich przerasta rzeczywistość. Oczekiwania nie pokrywają się z ich spełnieniem. Gigantyczną lukę wypełniają więc narkotyki, które „kleją” na chwilę ich codzienność. Jeden raz. Drugi. Dziesiąty…
Mają szczęście, jeśli trafią na odwyk. Ale czy jest on dla nich rzeczywiście ratunkiem? Niby chcą wyjść z nałogów i zacząć nowe życie, ale to wymaga wysiłku. A może jest już na to za późno, więc czy w ogóle warto?
Pustkę samotności szczególnie widać w grze Ireneusza Mosia (rozedrgany głodem narkotycznym Hal), Małgorzaty Osiej – Gadziny (nieszczęśliwa i pogubiona „kobieta sukcesu”) i Rafała Gorczycy (wrażliwy Mario). Niby są rodziną, niby siadają przy wspólnym stole, niby mówią do siebie. Ale nie słyszą swoich słów i nie dopuszczają do siebie ich sensu – skupieni są tylko na tym, że druga strona ich nie rozumie.
Ten smutny obraz potęguje chłodna scenografia (Anna Wołoszczuk), która poprzez swoje seledynowy kolor i lampy przypomina poczekalnię szpitala (psychiatrycznego). Całość dopełnia świetnie dobrana muzyka, ciekawy ruch sceniczny i histeryczna choreografia.
Czy jesteśmy w stanie zaakceptować rzeczywistość tylko wtedy, gdy znieczulimy się alkoholem i narkotykami? Czy wszystkich nas to czeka? Może najlepszym lekarstwem byłby dotyk i czułość? Ale czy ten wyjałowiony i słaby człowiek XXI wieku może to jeszcze w sobie wykrzesać?
Jesteśmy jak dzieci zagubione we mgle. Jak marionetki z pustym wzrokiem. Jak obłąkani pacjenci bez emocji. Zmanipulowani substytutami, oszukani ulepszaczami, nierealni, samotni. Smutny to żart. Choć niewyczerpany. Zatem może jednak nie jest jeszcze za późno na pierwszy krok? Warto zasmucić się tym żartem i powiedzieć STOP właśnie teraz.

Marcin Wojciechowski
OchKultura
[link do źródła]