teatr w wałbrzychu teatr w wałbrzychu
A A + A ++
ikona ikona

Czy społeczeństwo oparte wyłącznie na hedonizmie ma szanse przetrwać?
Czym tak naprawdę jest wolność?
Czy przyjemne życie bez ograniczeń może trwać wiecznie?
I wreszcie kluczowe – czym się najprzyjemniej podcierać?

Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu obchodzi w tym roku jubileusz 60-lecia. Z tej okazji przygotował inscenizację „Gargantua i Pantagruel. W opactwie Theleme” Francois Rableais w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
Renesansowe dzieło opowiada o utopijnej wizji idealnego społeczeństwa. Opactwo Theleme to fikcyjny zakon, który różni się znacząco od tradycyjnych klasztorów. Reguły społeczne i moralne są tu odwrócone. Zamiast surowych zasad, mnisi kierują się regułą: „Czyń, co chcesz”. Theleme jest symbolem życia pełnego wolności, harmonii i szczęścia, w którym ludzie postępują zgodnie ze swoją wolną wolą i naturą.
Tekst naszpikowany wieloma opisami anatomicznymi i fizjologicznymi, zawiera sporo wulgaryzmów. Bardziej konserwatywna publiczność może poczuć się lekko zbulwersowana, bo rzadko na scenie można usłyszeć tak sprośny język. Ale rubasznej opowieści Rableaisa na pewno nie można traktować dosłownie – mimo pozornie luźnej tematyki, jest w niej głębsze przesłanie.
W surrealistyczną wizję przedstawienia wprowadza widza scena pełna luster i relaksacyjna muzyka. Choć reżyser Marcin Liber wplótł też do spektaklu współczesne motywy. Jest więc fragment kultowego utworu „Happy People” zespołu Yazoo z lat osiemdziesiątych. Z kolei piosenka „Happy” Pharrella Williamsa z polskim tekstem pojawia się kilka razy, będąc niejako motywem przewodnim.
„Gargantua i Pantagruel” to praca niemal całego wałbrzyskiego zespołu aktorskiego. Na scenie występuje aż 18 wykonawców. Aktorzy zostali „zapakowani” w podobne cieliste kostiumy lila-róż (?) i tworzą zamkniętą społeczność, w której liczy się przede wszystkim dobra zabawa. Lekko odklejeni śpiewają, kołyszą się i ocierają o siebie.
Na tle opactwa wyróżnia się zdecydowanie Nowy. Grający go Mikołaj Krzeszowiec nie przerysowuje swojej postaci – stawia przede wszystkim na prostotę przekazu. Jego bohater nie jest jeszcze „przerobiony” i „wpisany do tabelki” – jedną nogą stoi w normalnym świecie. Jest jak papierek lakmusowy badający, czy w tak wydawałoby się idealnym świecie ludzie nie potrzebują zasad, by postępować moralnie. Bo czy przyjemność szukania najlepszego sposobu podcierania (świetny monolog Mnicha Jana w interpretacji Ryszarda Węgrzyna) powinna być celem naszego życia?
Z wielką przyjemnością ogląda się świetną Angelikę Cegielską jako niejednoznaczną Siostrę Minetkę. To inteligentna aktorka, która potrafi bawić się rolą, pięknie żonglując słowami, wydobywając z tekstu najciekawsze fragmenty i z lekkością akcentując pointy. Jest po prostu autentyczna – bez względu na to, czy scena wymaga powagi, komediowego mrugnięcia okiem czy wyolbrzymionej groteski.
Spektakl „Gargantua i Pantagruel. W opactwie Theleme” to refleksja nad obsesyjnym dążeniem do nieograniczonej wolności i wiecznej przyjemności. Lekkie, przyjemne i momentami niezwykle śmieszne przedstawienie z dużą dawką absurdalnego i sprośnego humoru, które zaprasza widzów do pokręconego świata pełnego przerysowanych postaci.
Czy więc to „bycie happy”, które wiele razy pada ze sceny, powinno być naszym celem? Przecież ludzkie emocje są z natury zmienne i podlegają różnym czynnikom. Może lepiej nie zamykać swojej prawdy w zewnętrznej powłoce, pod którą skrywamy swoją prawdziwą twarz. „Życie kochanie trwa tyle co taniec: fandango, bolero, be-bop. Manna, hosanna, różaniec i szaniec” (Agnieszka Ociecka). Raz jest jak romantyczne bolero, innym razem to żywiołowe fandango czy improwizowany be-bop. Oprócz manny i hosanny, są jeszcze trudy i przeciwności losu, z którymi musimy się mierzyć zamiast marzyć o kraju niekończącej się szczęśliwości…

Marcin Wojciechowski
OchKultura
[link do źródła]