teatr w wałbrzychu teatr w wałbrzychu
A A + A ++
ikona ikona

Gdy staje nad jej grobem, doznaje dziwnego uczucia utożsamienia i grozy. Nie dość, że nazywa się tak samo, to ma dokładnie 22 lata, tyle ile Pierwsza Irena w chwili śmierci.
W zniszczonym przez czas pudełku z brązowej tektury są: złoty kolczyk z dużym niebieskim kamieniem, puderniczka, zardzewiała zapalniczka, pasta Cedre – chyba do butów – pudełeczko wazeliny, terminarz kieszonkowy na rok 1944, urwany i nadpalony obcas od damskiego pantofla, kilka zetlonych zdjęć, mocno wypisany ołówek i notes, zwykły zeszycik w kratkę, a w nim zapiski z sierpnia 1944 roku.

Drugie odnalezienie pamiętnika
W 2018 roku umiera babcia Ireny Sierakowskiej, aktorki. Dziadek nie żyje od kilku lat. Mieszkali w Łodzi. Irena i mama sprzątają mieszkanie, Irena jeden pokój, mama drugi. Nagle Irena słyszy: „Irena! Chyba TO znalazłam!”.

„TO” to pamiętnik Ireny Sierakowskiej, siostry dziadka, która zginęła w powstaniu warszawskim; to po niej Irena dostała imię. Wiedziały, że pamiętnik gdzieś jest, Irena już wcześniej pytała o niego babcię, ale ta nie wiedziała, gdzie się zapodział, albo nie chciała, by odgrzebywać starą historię. A teraz w szufladzie biurka, z tyłu, mama Ireny znajduje nieduże pudełko.

Pierwsze odnalezienie pamiętnika
W pudełku jest też sporządzona przez dziadka Ludomira kopia pamiętnika – to, co dało się odczytać, przepisał na maszynie. Inaczej już prawie nic nie dałoby się odcyfrować, kartki skruszały, rozpadają się w rękach, gdy się ich dotknie. Są jak brązowe, uschnięte skrzydełka motyla. Na pierwszej stronie maszynopisu Ludomir napisał: „Pamiętnik naszej najukochańszej Irusi, poległej tragicznie w dniu 20 sierpnia 1944 r. w Powstaniu Warszawskim na Starym Mieście przy ul. Świętojerskiej nr 18 od pocisków miotaczy, m.in. »szafy«. Pamiętnik został odnaleziony w dniu 16 listopada 1946 r. w gruzach piwnicy, w której ś.p. Irusia spędziła ostatnie dni 22ej wiosny swojego życia”.

Pamięć przodków
A więc są dwie Ireny Sierakowskie w tej historii. Pierwsza Irena – żywa. Druga – martwa. Albo powinnam napisać na odwrót. Pierwsza – nieżywa. Druga – żyjąca.

Druga Irena Sierakowska o Pierwszej Irenie słyszy sporadycznie już w dzieciństwie, wie, że była w rodzinie taka dziewczyna, ale umarła. „Bóg zabrał mi jedną Irenę, a dał mi drugą” – powiedział ponoć dziadek, gdy Irena się urodziła. Kiedy dorośnie i postanowi pójść na studia aktorskie do Akademii Teatralnej w Warszawie, o Irenie słyszy znów. Babcia mówi, że może przy okazji mogłaby odwiedzić grób tamtej. Irena jedzie więc na cmentarz. Gdy staje nad grobem, na którym napisane jest, że leży tu Irena Sierakowska, zmarła w wieku 22 lat, doznaje dziwnego uczucia utożsamienia i grozy. Nie dość, że nazywa się tak samo, to ma wówczas dokładnie 22 lata. Irena doświadcza wtedy również, jak mi później powie, nieuzasadnionych stanów lękowych w pewnych miejscach w Warszawie. Wtedy myśli, że to lęk przed nowymi studiami, dziś, kilka lat później – że może jest ziarno prawdy w epigenetyce i że nosimy w genach jakieś fragmenty pamięci przodków, jakieś ich przeżycia.

W domu Irena ogląda albumy ze zdjęciami rodzinnymi i odkrywa niesamowite podobieństwo do Ireny. Jest do niej bardziej podobna niż do własnej matki i ojca. Czuje, jak Irena w nią wchodzi, w niej się odzywa się, towarzyszy jej. Zalęgła się w niej i nie można przestać o niej myśleć. Irena pyta babcię o pamiętnik. Babcia nie wie, gdzie się podział.

Pamiętnik
„…się do domu. …ogólnie jestem ogromnie niespokojna. Na pewno tam biedaczka spać po nocach nie może. Ale już na wszystko zgadzam się, byle by tylko powstanie się udało. …nie widziało się, żołnierzy niemieckich bezbronnych, potulnych. Było ich 12. Nasi żołnierze z dnia na dzień wyglądają lepiej – teraz prawie każdy ma hełm, kurtkę, prze…”

Irena Sierakowska czyta pamiętnik, w myślach stara się uzupełniać luki. Co było w miejscach wielokropków?

„Wiadomości dochodzą… jakoby ważniejsze punkty w mieście były zajęte przez naszych, ale podobno broni mało. Czy przyjdzie jakaś pomoc? Zastanawiam się, czy to wszystko ma sens, a najważniejsze, czy nie było przedwczesne, … tak trudno… cokolwiek. Strzelanina bez przerwy prawie – właściwie są momenty ciszy, niepokojące, po których następuje cały szereg detonacji, karabiny maszynowe, granaty, rozpylacze… Wczoraj spalił się dom na Placu Zamkowym i koło Katedry. Dom cały drżał od detonacji wybuchów. Słychać było odległe huki, przypuszczamy, że to zbliżający się front – podobno jednak nasi… Snują się patrole nasze w pełnym rynsztunku. Sanitariuszki przechodzą z noszami. Sprawa przedstawia się zupełnie beznadziejnie; dworzec Gdański jest w rękach niemieckich, a jedyna droga prowadzi przez wiadukt. Co tam myślą Mama, Tatuś – może że już nie żyjemy”.

Jerzy
Irena jest z Jerzym. To jej narzeczony, ale w piwnicy, w której będą się ukrywać, powie, że kuzyn. Druga Irena pokaże mi go na zdjęciach w albumie – „chyba jego”, nie jest pewna, ale na kilku zdjęciach Pierwsza Irena jest z wysokim, bardzo przystojnym chłopakiem, ma uroczy loczek nad czołem, jest od niej kilka lat starszy. Irena, gdy wybucha wojna, jest studentką szkoły pielęgniarskiej. Kim był Jerzy? Druga Irena nie wie. Tyle że był bratem Aleksandra Jackiewicza, krytyka filmowego, eseisty, powieściopisarza.

„Ze Smolnej poszliśmy przez Aleje Jerozolimskie, przez Marszałkowską na Koszykową. Do jedzenia nic nie mogliśmy dostać, więc kupiliśmy 5 ogórków, które musimy do tej pory ok… (…). Tramwaj został zahamowany, ludzie w popłochu zaczęli wysiadać, a na ulicy panowała kompletna pustka. Przylecieliśmy z Jerzym do Skorupki, a tam do pierwszej bramy z brzegu. Siedzieliśmy tam blisko 2 godz – ponieważ zbliżała się godzina policyjna – wyruszyliśmy. Drogi tej nie zapomnę chyba nigdy. Od Hożej przez Plac Trzech Krzyży, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście – biegliśmy z rękoma podniesionymi… (…) Ulice były kompletnie puste, gdzieniegdzie tylko stały patrole niemieckie, w bramach, tłumy ludzi chowające się za każdym przejazdem samochodu, które wyglądały jak istne…”

Istne co? Nieszczęście?

Irena miota się w emocjach. Raz pisze, że nasi chyba wygrywają („Na wszystkich domach, włącznie z tym, gdzie ja jestem, powiewają nasze flagi i orły. Gdybym teraz zginęła, to u swoich”), raz, że powstańcy porwali się z motyką na słońce („Według mnie Sowieci dużo pomogliby, gdyby lada dzień weszli, inaczej nie wiadomo”).

Fasola, ogórki, cukier
„Jestem głodna strasznie, ale wytrzymam wszystko!” – pisze jednego dnia.

„Jerzy i pan Lucjan poszli kopać rów u wylotu Świętojerskiej. Widzę ich z okna. Ja zostałam i gotuję fasolę na obiad. Od trzech dni prawie głodujemy, wczoraj żywiły nas jeszcze ogórki” – pisze później.

Jak wygląda jej życie wtedy? Gotuje fasolę, ma wyrzuty sumienia, że nie jest bardziej bohaterska, słucha doniesień z walk („Podobno w Ogrodzie Saskim zginęło naszych 40″), na zmianę żywi nadzieję i ją traci, chodzi grać w brydża do sąsiada w podwórzu, ale nie może się skupić, bo myśli ciągle o rodzicach. Gotuje fasolę, gotuje fasolę. Marzy o kromce chleba. Nasłuchuje huku artylerii, świstu lecących bomb.

„Co dziś będziemy jeść? Trzeba znów nastawić »zupę«” – pisze.

Są dni, kiedy nie ma nic do jedzenia i co chwila trzeba schodzić do piwnicy, bo jest bombardowanie. Innego dnia przygląda się, jak płonie kościół św. Jana na Freta. Staje się coraz bardziej apatyczna, dużo płacze, traci nadzieję, że kiedykolwiek zobaczy rodziców. Czyta „Walkę”. „Amerykańskie samoloty zrzuciły tej nocy pomoc dla naszych; broń, amunicja i mundury. Wszystko mało” – notuje. „Dziś są wiadomości, że bolszewicy są 10 km od Warszawy, czego w końcu nie przychodzą?”. „Niemcy mają na celu przedrzeć się przez Krakowskie, Plac Teatralny i na szosę poznańską. Ludzie umacniają barykady. Kto wie – może to nasza ostatnia noc”. „Pan Lucek zdobył wczoraj 108 kostek cukru – to nas bardzo podratowało” – pisze.

108 kostek cukru
Ten fragment pamiętnika stanie się tytułem sztuki, monodramu Ireny Sierakowskiej, aktorki.

– Kostek pewnie było 100, a nie 108, tylko dziadek pewnie źle odczytał drugie zero. Ale kto wie? Może właśnie było 108 i zostały dokładnie przeliczone – mówi Irena.

Pamiętnik Ireny pokazała swojej przyjaciółce, reżyserce Agacie Puszcz. Uznały, że trzeba z tego materiału dokumentalnego zrobić spektakl. Do napisania tekstu zaprosiły Zuzannę Bojdę, która wypełniła luki, zastąpiła wielokropki treścią, by wskrzesić tę młodą dziewczynę na godzinę spektaklu. Karolina Mazur zrobiła do niego kostiumy. Między innymi odtworzyła sukienkę w drobną kratkę, w której Irena Sierakowska jest na kilku zdjęciach z albumu. W czasie przedstawienia Druga Irena przebiera się w tę sukienkę. Publiczność widzi zdjęcie wyświetlone na scenie. Na samo wspomnienie tej sceny przechodzi mnie dreszcz. Druga Irena staje się Pierwszą. Dziewczyna ze zdjęcia ożywa.

Pamiętnik – ciąg dalszy
Śnią jej się mama i tata. Śni jej się jej ślub z Jerzym.

Jurek ją pociesza, ale ona straciła nadzieję, chociaż nie traci ironii. Dzień wcześniej był olbrzymi pożar na Krakowskim Przedmieściu. „Trzeba przyznać, że jeśli chodzi o stronę estetyczną – widok niezapomniany. Nie dziwię się Neronowi, że przyglądał się płonącemu Rzymowi” – pisze 9 sierpnia.

10 sierpnia: „Nic nowego. W ogóle straciłam nadzieję, że kiedykolwiek coś się zmieni. Dziś czuję się strasznie, mam takie boleści, że z trudem powstrzymuję się, by nie krzyczeć. Naturalnie to z głodu i od tego przeklętego grochu, który jemy rano, na obiad i na kolację”.

Na przeżycie, uważa, szanse są nikłe. Niemcy zrzucili ulotki wzywające Polaków do opuszczenia Warszawy, w przeciwnym razie miasto zostanie całkiem zniszczone, a ludność ucierpi. „A więc jest to rodzaj ultimatum. Oczywiście wszyscy się z tego śmieją. Ja jednak jestem mocno zaniepokojona”.

„W ogóle nie wiem, po co ja to wszystko piszę, bo i tak tego, co przeżywam, opisać się nie da. Momentami zdaje mi się, że to sen, przykry, straszny sen”.

Dziwne bydlę człowiek
Nie wszystkie daty wpisów się zachowały, dlatego nie wiem, którego dnia powstania Irena pisze, że może jednak nie umrze z głodu. Jurkowi udało się dostać od znajomych chleb, konserwę, cukier, fasolę, a nawet trochę oliwy. Gdy Jurek idzie kopać barykadę, Irena korzysta z tego, że jest sama, i pierze ubrania, bo udało się też zdobyć mydło do prania. Siedzi naga i nasłuchuje, jak latają kule pod samym jej oknem. „Jednak dziwne bydlę człowiek; dosłownie do wszystkiego może przyzwyczaić się”.

Naloty się nasilają, z mieszkania na wyższym piętrze trzeba przenieść się niżej, w korytarz. Jeden z pocisków spadł na drugie podwórze, są ranni, poszły tam sanitariuszki. Irena została. „Tylko mnie tam nie ma – mam z tego powodu wyrzuty sumienia” – zapisuje w zeszyciku.

„Jak walą! – notuje. – Ziemia się trzęsie!”

Monolog obcasika
– To, że zrobiłyśmy spektakl o Irenie, odczarowało we mnie lęk związany z tą historią. Bo miałam ten irracjonalny strach, gdy stałam nad jej grobem i widziałam swoje imię, ten sam wiek, jakbym się bała, że i ja mogę teraz umrzeć – mówi mi Irena Sierakowska. – Cieszę się, że jej historia została ujawniona, że ludzie ją poznają, że ktoś będzie o niej pamiętał. Może po to pisała ten pamiętnik? Żeby o niej nie zapomnieć? Nie zależało mi na tym, by zająć stanowisko w dyskusji na temat powstania warszawskiego – za czy przeciw. Nie o to chodzi.

Te słowa o powstaniu powtarza też na spotkaniu z widzami, po jednym ze spektakli. Kobieta z sali podnosi rękę i drżącym głosem, na granicy płaczu, zgłasza sprzeciw. Wstrząsnęła nią ta opowieść, ten pamiętnik. To jest opowieść o powstaniu, jaką powinniśmy usłyszeć, mówi. Głos zwykłego człowieka ze środka piekła.

Tak, ale Irena nie chce ograniczać historii o Irenie tylko do 20 dni powstania, które przeżyła, które zapisała w pamiętniku. – To nie tylko historia o dziewczynie, która wyszła z domu i już nie wróciła. Ona wcześniej żyła, kochała. Jej życia nie definiuje tylko śmierć w powstaniu. Powstanie to 20 dni, a ona żyła 20 lat i ze zdjęć wynika, że to była fajna, zadziorna dziewczyna. To nie była jakaś mimoza. Sama zobacz.

I pokazuje mi zdjęcia z albumu. Irena pozuje w łanach zboża. Irena uśmiecha się i przytula do brata Ludomira. Irena wygłupia się, pozuje z poduszką na głowie. Irena na dachu z Jurkiem. Irena robi mostek. Irena w sukience z paproci w czasie wakacji.

Dlatego też w spektaklu znalazł się monolog obcasa od pantofelka. Tego obcasika, który dziś – zgnieciony, zwęglony – leży w pudełku z rzeczami znalezionymi w gruzach kamienicy przy Świętojerskiej 18. Opowieść o dziewczynie, która biegnie na spotkanie z ukochanym chłopakiem, na randkę z Jurkiem. Jest zakochana i szczęśliwa.

Piwnica
16 sierpnia w kamienicę, gdzie się schronili z Jerzym, uderza pocisk. Przeżycie jest przerażające, straszliwy huk, brzęk rozbijanych szyb, ciemność, tumany kurzu, podmuch tak straszny, że zmiata Irenę z tapczanu, na którym siedzi, pod drzwi. Krzyk dzieci, płacz kobiet. Gdyby nie Jurek, zostałaby tam, przerażona. Ale on woła na nią, ponagla, muszą zejść do schronu.

18 sierpnia: „W głowie mi się nie może pomieścić, że już osiemnasty dzień jestem poza domem, ba! Siedzę w ciemnej piwnicy i słucham huku rozrywających się pocisków i spadających – zdaje się na głowę – bomb. (…) Na podłodze, a właściwie posypanym żwirze rozścielona jest pościel, jeśli w ogóle to można nazwać tak szumnie. (…) Całe szczęście mamy na miejscu wodę. Kuchnia wspólna dla wszystkich. Jemy zupełnie wystarczająco, dwa razy dziennie zupa albo jakaś kasza. W międzyczasie gryziemy sucharki albo cukier w kostce. Są jednak momenty, kiedy jestem piekielnie głodna, ale musimy być cierpliwi – innej rady nie ma.

W schronie jest duszno, ale na podwórze wyjść nie można, bo bez przerwy strzelanina. Aż uszy bolą od nagłych detonacji tzw. szaf – to są miotacze ognia, które są przez tych drani stale używane”.

Ogłoszenie
Jak długo można czekać na dziecko? Wierzyć, że żyje, chociaż się nie odzywa? W pudełeczku jest jeszcze kilka gazet, w których Sierakowscy, rodzice, zamieścili ogłoszenia o poszukiwaniu córki. Irena pokazuje mi je, przewraca strony zadrukowane bardzo drobną czcionką – tysiące ludzi szuka zaginionych bliskich – i wskazuje mi ogłoszenia w sprawie Ireny.

Ogłoszenie z „Życia Warszawy” daje rezultat. Do Sierakowskich przychodzi list, wysłany 3 października 1946 roku, podpisany przez Jadwigę Rogóyską.

„Szanowna Pani, na skutek ogłoszenia zamieszczonego w dzienniku »Życie Warszawy« komunikuję Pani, że losy p. Ireny Sierakowskiej i p. Jerzego Jackiewicza są mi znane. Z przykrością panią powiadamiam, że nie żyją. Podam pani pokrótce bieg wypadków. Mieszkałam do powstania w domu nr 16 przy ulicy Świętojerskiej. Pani Irena i pan Jerzy zostali mi przedstawieni przez pana Dziewanowskiego Lucjana, który zresztą również zginął w tych samych okolicznościach. W potocznej rozmowie zapytałam panią Irenę, jakim sposobem się tu dostała, wówczas opowiedziała mi, że mieszka na Żoliborzu i o 3 po południu wyszła z domu w towarzystwie pana Jerzego załatwić pewne sprawy, w chwili wybuchu powstania nie mogli już dotrzeć do domu i zatrzymali się chwilowo o pana Dziewanowskiego. Wspominała, że mamusia na pewno się o nią bardzo troszczy. Próbowali się przedostać na Żoliborz, ale na Starówce było tak tragicznie, że musieli zamieszkać. Do 15 sierpnia siedzieliśmy wszyscy w moim mieszkaniu, dłużej już było to niemożliwe, przenieśliśmy się do piwnicy, a ponieważ w naszym domu piwnice były przepełnione, urządziliśmy się w sąsiednim domu pod nr. 18 od frontu, po prawej stronie bramy. Pani Irena przez cały okres była bardzo spokojna i wesoła, a pan Jerzy również był bardzo dzielny, zawsze chętnie ratował zasypanych, co w naszej dzielnicy było dość częstym wypadkiem. 20 sierpnia o godzinie 4.30 pocisk, tak zwana szafa, zburzył całe cztery piętra grzebiąc 14 osób. Nikt tak dokładnie nie poinformuje Pani jak ja, ponieważ w ostatniej chwili wyskoczyłam od nich i dlatego właśnie uniknęłam śmierci”.

Rachunki
Ostatnią rzeczą, którą pokazuje mi Irena Sierakowska, są rachunki.

Rachunek za ogłoszenie w „Życiu Warszawy” – 69 złotych.

Rachunek z listopada 1946 za odgruzowanie terenu na ulicy Świętojerskiej 18 – 14 tysięcy złotych.

Rachunek za pogrzeb Ireny Sierakowskiej – 11 tysięcy złotych.

I notatka z odnalezienia ciała i identyfikacji rzeczy. Tych rzeczy, które brat Ireny zamknął w pudełku: spalonego obcasa, puderniczki, pasty Cedre, kolczyka z niebieskim kamieniem, kalendarza na rok 1944, ołówka, pamiętnika.

„108 kostek cukru” w reżyserii Agaty Puszcz to spektakl Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu. Spektakl bierze udział w programie Teatr Polska i będzie go można zobaczyć 14.11 w Krotoszynie, 15.11 w Miliczu, 16.11 w Jarocinie, 17.11 w Brzegu. Później powróci na scenę Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu.

Paulina Reiter
Portrety kobiet w Wysokich Obcasach
[link do źródła]