„Gott ist tot” – ogłosił Nietzsche w „Wiedzy radosnej” już w XIX stuleciu. Po ponad stu latach, na wałbrzyskiej scenie, dokonała się śmierć Boga. Wszystko za sprawą Jarosława Murawskiego i Marcina Libera. Jarosław Murawski napisał tekst, dotyczący sytuacji współczesnej Polski. Posłużył się jednak trzynastozgłoskowcem. Łączy więc kilka konwencji. Pobrzmiewają echa mickiewiczowskiego stylu, zmieszane z przaśnymi przypowiastkami ludowymi i kabaretem.
Punktem wyjścia prezentowanej historii jest zwyczaj „wodzenia Judosza”, który co roku, w Wielki Piątek, ma miejsce w Spychowie – małym śląskim miasteczku. Wtedy to Judasz, ubrany w chocholi strój jest upokarzany za to, że zdradził Chrystusa. W spektaklu na jego „stroju hańby” widnieje napis: Żyd. Antysemityzm towarzyszy grupie walczącej o krzyż, będącej równocześnie przedstawicielami mieszkańców miasteczka i „obrońców Smoleńska”. Są oni chórem, komentującym wydarzenia i silnie akcentującym swoją obecność na scenie. Jeden z członków grupy, którego zostawiła żona i odebrano mu dziecko, oskarża o wszystko sądy, które „są na usługach naszych wrogów – żydo-komuno-masonów”. Jest również kobieta, która narzeka na to, że nie ma sztuki prawicowej. Wszystkie teatry są bowiem zdominowane przez „lewaków z Krytyki Politycznej”. Dostrzec można aluzję do ostatnich wypowiedzi części środowiska artystycznego, które uważa, że teatr został zdominowany przez środowisko gejowskie. Mamy więc do czynienia z ludźmi, zespolonymi podobnymi hasłami, ale jednak każdy próbuje walczyć o swoje. Religia, oparta na romantycznym mesjanizmie i szukaniu odwiecznego wroga, pomaga zbudować im swoją tożsamość i jest równocześnie antidotum na życiową traumę.
Z antysemityzmem i zabobonami próbuje walczyć miejscowy ksiądz Grzyb – przedstawiciel intelektualistów, zdegradowany i skierowany na wieś za współpracę z komunistyczną władzą. Zakazał obrzędu wodzenia, przez co stał się wrogiem ludu. W tym czasie jednak Szatan doprowadza do przewrotu w niebie i postanawia zorganizować sąd nad Stwórcą, a Judasza obwieszcza nowym Bogiem. Na świadka powołuje księdza Grzyba, który w mowie oskarżycielskiej przeciw Bogu, wyjaśnia, że tajnym współpracownikiem był marnym i władze nie miały z niego pożytku. Jest to postać najbardziej uczciwa i autentyczna z całej plejady bohaterów. Przypomina mickiewiczowskiego Konrada, który chciał przewodzić „rządem dusz”, ale nie miał mocy przebicia i nikt go nie rozumiał. To Stary Stwórca jest odpowiedzialny za wojny, walkę o wpływy i nienawiść ludzką. Sam bowiem skazał swojego Syna na śmierć. Podczas procesu wybucha bomba i Bóg ginie, by jednak powrócić w ostatniej scenie i rozliczyć się z Polakami – narodem, uważającym siebie za wybrany. Wtedy wszyscy przedstawiciele grupy, w garniturach, przytwierdzają się do swoich krzyży, przepasanych biało-czerwonymi opaskami. To symbol ich dominacji i władzy. Włodzimierz Dyła, wcielający się w rolę Stwórcy, przejmująco podsumuje przedstawienie, mówiąc, że Polakom niepotrzebny jest Bóg, tylko ich własna religia. Następnie oblewa się benzyną, ostatecznie kończąc całe widowisko.
Murawski i Liber celują jednak nie tylko w środowisko „prawicowe”. Mamy bowiem także przedstawicielkę środowiska „lewicującego”. Jest to aktorka, sympatyzująca z poznańskimi anarchistami, obrońcami kamienicy przy ulicy Stolarskiej, którym, jak mówi, czytała Różewicza, najprawdopodobniej ku pokrzepieniu serc. Ostatnio stała się sławna dzięki aferze z nowym papieżem w tle. To ją Szatan powołuje na świadka w procesie przeciwko Bogu. Ona jednak ton oskarżycielski kieruje w stronę księdza Grzyba, jawiąc się jako przeciwniczka całego środowiska, określanego jako katolickie.
Spektakl nie opowiada się po żadnej ze stron wojny polsko-polskiej. Zwraca natomiast uwagę na istniejący od wielu lat konflikt, który co jakiś czas wybucha z większym natężeniem. Nikt nie uchroni się przed drwiną, bowiem nikt nie jest krystalicznie czysty. Zastosowanie kategorii groteski uwypukla smutne przesłanie, że „My, Polacy już tak mamy”. Zastanawia mnie tylko, czy jest to teza odkrywcza.
Aleksandra Skorupa
Teatr dla Was