Przypadek sprawił, że w tym samym czasie dramatem „Przemiana” Franza Kafki zainteresowali się dwaj twórcy – Michał Kmiecik i Tadeusz Rybicki. Interpretację kultowego tekstu pierwszego z nich można obejrzeć w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, a Rybickiego w Szaniawskim. Jeśli ktoś zdecyduje się wybrać na jeden i drugi, czeka go wyjątkowa, intelektualna przygoda.
I od razu uspokajam, że „Przemiana” wrocławska i wałbrzyska są zupełnie innym spojrzeniem na losy Gregora – bohatera dramatu. Na szczęście kultura to nie sport – nie potrzeba wyłaniać lepszego. Reżyser Michał Kmiecik postawił na rozmach. Przez scenę główną Współczesnego przewija się aż dziesięć postaci. Jest na niej gwarnie i atrakcyjnie, szczególnie kiedy Mariusz Bąkowski w roli Gregora Samsy prezentuje się w stroju robaka. Wygląda co prawda spektakularnie, ale za to twórcy nie dali mu głosu. Aktor może zatem tytułową przemianę swojej postaci oddawać wyłącznie ciałem. Artysta wykorzystuje daną mu możliwość i skutecznie czaruje widzów wzbudzając wśród nich częsty śmiech. Michał Kmiecik pozwala na zabawę robala z publicznością i jednocześnie tworzy wyrazistą paletę zachowań najbliższego otoczenia bohatera. W jego „Przemianie” to rodzina i koledzy z pracy są najistotniejsi. To ich postawy niezrozumienia, braku tolerancji czy wstydu tworzą dramat spektaklu. Wrocławska wersja jednej z najważniejszych pozycji literackich w twórczości Kafki dobrze łączy ważny przekaz z lekką formą. To z pewnością pozwoli mu dotrzeć do szerszej publiczności.
W Wałbrzychu Tadeusz Rybicki podszedł do „Przemiany” zupełnie inaczej – bardziej artystycznie. Dla niego istotą dramatu jest sama ucieczka od rzeczywistości Gregora i tylko jemu pozwolił wejść na scenę. Mało tego, dał mu głos. W tym przypadku mamy do czynienia właściwie z monologiem. Właściwie, ponieważ odtwórcy głównej postaci – Rafałowi Kosowskiemu towarzyszy jeszcze jeden aktor. Oglądamy go w postaci niekształtnych stworów i … odrywających się nóg od tułowia. To stanowi wyłącznie tło dramatu. Cały ciężar historii transformacji człowieka w insekta niesie na sobie Kosowski. Opowiada o trudnościach z dopasowaniem się do współczesnego życia – o braku spełnienia w pracy, nagminnym niewyspaniu, kłopotach z porannym wstawaniem. Muszę przyznać, że aktor robi to znakomicie. Gra niczym w transie, a fragmenty kiedy np. zmienia głos, a raczej go traci, zapadną w pamięć na długo. Jest jeszcze wspomniana choreografia, podczas której postać Gregora rozczłonkowuje się na dwie części. Te kilkadziesiąt sekund w półmroku to mistrzostwo świata. Wygląda to trochę strasznie, ale jest zachwycające. Niestety, tyle dobrego, czy bardzo dobrego o „Przemianie” według Szaniawskiego. Mimo bezsprzecznego talentu i zaangażowania Rafała Kosowskiego w przedstawienie, czegoś zabrakło. Moim zdaniem to coś, co nie pozwoliłoby zgubić skupienia widzów. Niestety „Przemiana” trochę nudzi. Jakby Tadeusza Rybickiego przerosły ambicje. Akcja toczy się niespiesznie. Do tego Gregor wyłącznie mówi, co najwyżej szepcze. W ciągu godziny nie ma poza ostrymi wejściami muzyki żadnego przełamania. Aktor niczego nie podkreśla, niczego nie dociska. Dziwić to może tym bardziej, że tekst o zmianie ludzkiej skóry na odwłok i włochate kończyny jest abstrakcyjny i niełatwy. Wymaga on nieustannego skupienia. A o nie łatwo nie jest w tym, co zaproponował Rybicki. Zachowując jednak uczciwość wobec tego, co widziałem, nie mogę uznać wałbrzyskiej „Przemiany” za złą. Mnie pozostawiła w stanie trochę znudzenia, trochę zachwytu i trochę niedosytu. Mimo tych uwag mogę z przekonaniem namawiać do wybrania się na jedną lub drugą wersję, a jeszcze lepiej na obie.
Piotr Bogdański
WieszCo
[link do źródła]