"Zemsta" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Pisze MW w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich.
«Zespół realizatorów przeprowadził na "Zemście" operację na otwartym sercu. Trwają dyskusję czy pacjent przeżył czy zszedł na stole.
Tak jak polscy piłkarze grają z pominięciem gry, tak teatr zrobił "Zemstę" z pominięciem "Zemsty". A przynajmniej z tym co wszyscy wiemy lub wydaje nam się, że wiemy o tym dramacie. – Staramy się, nie tyle wystawić "Zemstę" co stworzyć swoją opowieść na kanwie "Zemsty". I to jest chyba najbardziej zasadnicza różnica – w wywiadzie dla "Nieregularnika Teatralnego" powiedziała reżyserka Weronika Szczawińska. Trudno o bardziej trafną definicję tego przedstawienia.
Pierwsze skojarzenie, szalony, niemy film, czarno – biały z nerwowo poruszającymi się postaciami. Gdyby ograniczyć się jedynie do obrazka, w treść można byłoby wstawić właściwie wszystko. Odpowiedzialna za ruch sceniczny Katarzyna Chmielewska, wykonała kawał dobrej roboty. Z perspektywy ostatniego rzędu to właśnie ona trzyma to przedstawienie w ryzach, do pewnego momentu nadaje mu rytm i tempo. Skojarzenie drugie, czyli jeden kontusz w służbie tradycji polskiego teatru. Fajny kontrast, strzał w koturnowe realia polskich scen. Skojarzenie trzecie czyli taka fredrowska cebulka znaczeń. Właściwie cebulka Weroniki Szczawińskiej i Izabeli Wądołowskiej (scenografia i kostiumy), bo to one z "Zemsty" ściągają kolejne warstwy, tak nie inaczej podając wierszowany tekst. Bo przecież bez tych sumiastych deklamacji ciężko wyobrazić sobie klasyk Fredry, zresztą ciężko też bez Dydnalskiego, muru, bez lekturowych wymagań polonistek. Dobrze, że one miały tej wyobraźni więcej i przełamały stereotyp. Zbudowały konstrukcję do "Zemsty" niepodobną. To plus.
I szkoda. Bardzo szkoda, że to wszystko się gdzieś tak po połowie rozłazi. Spektakl traci błysk, tak jakby zabrakło pomysłu na jego rzetelne dokończenie. Aktorzy, którzy na początku sprawiają wrażenie niemal zrośniętych z tkanką sztuki, zaczynają snuć się zagubieni wśród scenicznych konstrukcji. Za nimi podążają widzowie, którzy pewnie mieli wyjść z teatru zaintrygowani. Ja wyszedłem bezradny. Smutne uczucie po prawdopodobnie ostatniej "Zemście" tego świata…
Dlatego pójdę raz jeszcze i wszystkim wam to radzę!»
"O tym jak zderzyłem się z "Zemstą"
MW
Nowe Wiadomości Wałbrzyskie online
24 listopada 2009