Recital Marty Zięby rzucił na kolana wałbrzyską publiczność i widzów Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Teksty chorych psychicznie do muzyki Waldemara Wróblewskiego (kompozytor muzyki m.in. w wielu filmach Jan Jakuba Kolskiego)- stał się swoistym placebo. Tytuł oddał w pełni odczucia widzów – placebo – z łac. spodobam się, med. placebo – lek podany, aby zaspokoić żądanie pacjenta, widzowie byli zaspokojeni. Dzięki ekstatycznej momentami, potem dramatycznej, przerażającej i zaraz potem wzruszającej Marcie Ziębie, chwilami chciało się, krzyczeć, jakie piękne to szaleństwo…. Pokazała najciemniejsze zakamarki chorej psychiki, jej oczy, ruchy, stopy, nawet jej plecy – wszystko owładnięte było chorobą, a gdy po skończonym recitalu wyskoczyła z niej po prostu szczęśliwa bardzo dziewczyna, nikt nie miał wątpliwości, że Marta Zięba to doskonała aktorka.
Jakie piękne szaleństwo….
Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu po raz kolejny zdecydował się na temat odważny, spektakl (Placebo – to coś więcej niż recital) pokazał świat choroby i szaleństwa, obnażając wszystkie jego odcienie. Zaśpiewała, więc szaleństwem dojrzałym (umiem już iść tą ścieżką) i szaleństwem zielonym, zbuntowanym, takim jak w piosence „Kłaniam się”: Marta Zięba przeobrażała się na scenie jak chora na schizofrenie przeżywała euforie (bo życie takie piękne, bo żyć się chce) albo piosenka o pociągu, jakkolwiek go rozumieć (abyś miał taki zachwyt jak ja) lub spadała w totalny dół (choroba zżera mnie po kawałku). W tekstach uderzała świadomość własnego zagubienia, własnej choroby – najgorzej jest uwierzyć, że się uwierzyło, najgorzej jest oduczyć się miłości. Najbardziej przerażający przekaz obejrzeliśmy w utworze, w którym Marta Zięba po prostu była ogarnięta szałem i kiedy wrzeszczała, że maluje płótno, a za chwilę maluje ścianę, a ekran za nią przedstawiał „to malowanie”, malowała faktycznie po ścianie, malowała jeszcze krwawiącymi nadgarstkami… Samobójczą krwią swoją malowała…, a tekst dalej uświadamiał mijający czas – rozrysowuje zachodzące słońce, a potem rozrysowuje wschodzące słońce.
Marta Zięba ubrana była w szpitalny fartuch ustylizowany na sukienkę, która miała dekolt z pasków, taśm się przeplatających i na rękach miała paski, co razem sprawiało wrażenie uwięzienia we własnym ciele, pasów bezpieczeństwa, które wcale nie pomogą, gdy… śpiewała nie potrafię obłaskawić demonów… A kiedy słyszałam – nie zostawiaj mnie samej, kiedyś będziesz tu za późno, myślałam, jakie to normalne, wcale nie szalone.
Ile szaleństwa w każdym z nas, gdzie ta płynna granica?
Bez muzyki te teksty nie przemawiałyby tak dogłębnie, spektakl dzięki muzyce wymagał od widza empatii, angażował od włosów po czubki palców. Najważniejszą cechą muzyki Wróblewskiego było to (choć utwory były zróżnicowane), że wszystkie tak samo bardzo pobudzały system nerwowy.
Aldona Ziółkowska
Nowe Wiadomości Wałbrzyskie
21 marca 2003