Wielka Obsesja Społecznej Pomocy
Teatr opanowała Wielka Obsesja Społecznej Pomocy. Jak i komu pomagać? Czy raczej komu i jak pomagać, żeby nam się najbardziej opłacało? Dystrybucja współczucia, inflacja wrażliwości społecznej – to hasła, które noszą się w sezonie jesiennym najlepiej.
Wojciech Klemm i Igor Stokfiszewski ("Krytyka Polityczna") pytali o "pomoc jako źródło cierpień" w Brechtowskiej "Piekarni" (Stary Teatr w Krakowie). Próbowali wzruszyć widzów widokiem wdowy Queck (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) opuszczonej przez sąsiadów, pracowników socjalnych i Armię Zbawienia. Umierającej na ulicy z kapitałem zamrożonym w niedających się spieniężyć balach drewna. Wśród zatroskanych szeptów i biadolenia.
Natalia Korczakowska, choć od aktualnych tematów społeczno-ekonomicznych zwykle jak najdalsza, tym razem także zajęła się ofiarą źle pojętej troski. Jej "Nelly" (na podstawie "Skrzywdzonych i poniżonych" Fiodora Dostojewskiego) to koszmar, który mógłby dopaść pracownika świetlicy środowiskowej po całonocnym maratonie filmów Johna Cassavetesa przeplatanych z serialem "Co ludzie powiedzą" ("Keeping Up Appearance")
Reżyserka pokazuje bohaterów Dostojewskiego jako grupę nadwrażliwców i histeryków. Przejęty ich urojonymi traumami Wania (Maciej Wyczański) doprowadza do śmierci sieroty Nelly (Małgorzata Białek) – jedynej osoby potrzebującej w tym łkającym, zajętym sobą towarzystwie wsparcia i opieki. Jedynej prawdziwej ofiary. Nadaktywność Wani, próbującego mediować między rodzicami a dziećmi, godzić kochanków, scalać związki, nie tylko nie poprawia sprawy, ale także konserwuje w nich ból i poczucie krzywdy. Korczakowska pokazuje, jak źle skierowane współczucie może stać się katalizatorem kolejnych tragedii. Histerycy szybko wydobrzeją i po trupie Nelly wyjdą do przerysowanego hollywoodzkiego finału.
Temperaturę charytatywnej histerii podnieśli do poziomu wrzenia Monika Strzępka i Paweł Demirski. Bohaterką ich "Opery gospodarczej dla ładnych pań i zamożnych panów" jest Polly (Judyta Paradzińska) – najbardziej wrażliwa społecznie dziewczynka na świecie, wychowana na najsmutniejszych bajkach, zasypiająca z obrazem umierającej mamy Bambi pod powiekami. Nie do końca normalna. Kompulsywnie karmi sproszkowaną odżywką (dla pokolenia autorów przychodzące w "paczkach" zachodnie odżywki to jedno z pierwszych wspomnień z dzieciństwa) orkiestrę, śpiewaków operowych, aktorów i wychudzone, afrykańskie dzieci z pokrywających całą scenę plakatów. Do białej sukni Marilyn Monroe nosi beret i odznakę amerykańskiej harcereczki. Jest potworem dobroczynności, jakiego kreśląc swoje kreatury, nie przeczuwali nawet Orzeszkowa w "Dobrej pani" czy Prus w "Lalce".
Demirski wykorzystał bohaterów Brechtowskiej "Opery za trzy grosze", by opowiedzieć, jak zdobywa się władzę i pieniądze we współczesnej Polsce. Oczywiście poprzez działalność humanitarną. Ojciec Polly, Peachum (Mirosław Bednarek), nie jest już jak u Brechta sklepikarzem kontrolującym "żebraczy biznes" (zapewniał im odpowiednie przebranie, oczekując w zamian procentu od utargu), ale prezesem spółki Peachum Life Aid Foundation. Miał właśnie poszerzyć swoją działalność o nowe, afrykańskie rynki (dzieci z białaczką przestały się opłacać). Polly, na którą przepisał cały majątek, wyszła jednak niespodziewanie za jego wroga, bandytę Macheatha (Michał Świtała). Z pobudek charytatywnych rzecz jasna.
Bo Macheath jest przestępcą pospolitym, burdeltatą, który przed 1989 r. siedział za włamy i kradzieże. Badylarz Peachum, owszem, siedział także, i to za niezbyt chwalebne przekręty podatkowe, ale siedział we właściwej celi. Z politycznymi. Dziś jest więc członkiem elitarnego (tylko 500 dożywotnich miejsc!) Związku Byłych Więźniów Politycznych na rzecz Prosperity. Czyli grupy trzymającej władzę. Macheath, który także chce się tam dostać, nie może zrozumieć, na czym polega trudność. Siedział? Siedzał. Miał za komuny burdel? Miał. Burdel nie zgodny z prawem? Niezgodny. No to i on przecież walczył z systemem, nie? Co to znaczy, że jedno łamanie prawa lepsze od drugiego? Co to znaczy, że albo się ma to "coś" (klasę, urodzenie, wychowanie, gust) kwalifikujące do elity, albo się nie ma?
Demirski od dawna już twierdził, że odwagą polityczną nie jest atakowanie PiS-u czy "moherów", lecz zakwestionowanie takich autorytetów jak Bartoszewski czy Michnik. Pokazanie w innym świetle bohaterów tamtych lat. Lecz "Operę…" trudno potraktować jako atak. Pokazuje raczej, jak środowisko KOR-u, które sprawuje wiele prestiżowych funkcji publicznych, może być postrzegane przez tych, którym transformacja nie przyniosła żadnych zmian na lepsze. Twórcy spektaklu diagnozują powody nieuniknionego konfliktu społecznego, wskazują przepaście, źródła nieporozumień i frustracji.
Stąd w ich spektaklu postaci przyczajonych na widowni Podatników (Norbert Kaczorowski, Grzegorz Minkiewicz) nieustannie domagających się zmian w przebiegu akcji (w końcu teatr opłacany z ICH podatków). Roszczeniowe postawy z jednej strony, biznes charytatywny z drugiej – Polska według Demirskiego i Strzępki to kocioł z pogardą, zawiścią, chciwością i głupotą.
Skąd u młodych twórców taka obsesja pomocy? Jakikolwiek byłby powód, coraz wyraźniej widać, że wychwycenie ważnego nawet tematu już w teatrze nie wystarczy. Zajęci diagnozowaniem Demirski i Strzępka odpuścili tym razem inscenizację, która zmienia się w niekończący się bałagan gagów, wywrotek, sparodiowanych arii operowych, przebieranek i bójek. Zresztą żadnego z trzech tak oczekiwanych spektakli nie można nazwać udanym. Jak pomóc?»
"Wielka Obsesja Społecznej Pomocy"
Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza nr 244
17 października 2008