teatr w wałbrzychu teatr w wałbrzychu
A A + A ++
ikona ikona

Bywają nazwy trafne jak Koeniga "młodzi zdolni", bywają także głupawo odtwórcze jak Gruszczyńskiego "młodsi zdolniejsi", czy Pawłowskiego "Pokolenie porno". Po prawdzie z tego pokolenia niewiele zostało, bo sklejone naprędce indywidualności reżyserów czy dramatopisarzy nie dialogowały w jednej wspólnotowej formule. Chełpi sie Maciej Nowak z akuszerowania Demirskiemu i Strzępce, wizjonerzy "Didaskaliów" rozbujali kołyskę z Rubinem i Borczuchem, a naczelny miesięcznika "Teatr" drukuje kolejne wywiady z Passinim.

Długo się zastanawiałem, wahałem czy wypada mi napisać o moim małym odkryciu ostatnich miesięcy, o reżyserze Wojciechu Farudze. By przypadkiem nie być posądzonym o lobbowanie (nie znam Pana Wojtka). Na szczęście, Paweł Sztarbowski zdjął ze mnie brzemię odkrywcy, pisząc mi niedawno, że kibicuje Panu Wojtkowi, że ceni i że odkrył talent. A jako, że ja się do tego odkrywania wcale nie palę, to z miłą chęcią oddam Pawłowi pałeczkę odkrywcy.

Obejrzałem dwa spektakle w reżyserii Wojciecha Farugi: "Wszyscy święci" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy i "Betlejem polskie" w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Oba tematycznie zahaczające o siebie, dotykajace podobnego problemu, dwie odsłony rozmów o religijności. Do czego dzisiaj prowadzi religia, jakie są jej wypaczenia, jak objawia się nadaktywność wyznawców. Jakie zagroźenia niesie? Betlejem to w spektaklu mała wioska, zapomniane, prowincjonalne polskie miasteczko, którego mieszkańcy zbierają się w świetlicy by czekać. Na co właściwie? Na cud? To zbieranina pacjentów z kozetki psychiatry. To barwna grupa socjopatów. Maryja zachodzi w ciążę, o której dowiaduje sie w gabinacie ginekologicznym. Konsekwentnie zaprzecza, bo przecież "nie współżyła" Ciąża niespecjalnie ją cieszy, jak i wyrazy uwielbienia, radosnego oczekiwania, jakimi dzielą sie z nią pozostałe osoby. Faruga pokazuje fanatykow religijnych, stawia pytania, kreśli obraz polskiej prowincji. We "Wszystkich świętych" z kolei pokazał na scenie różne wypaczenia kultu religijnego, od kolekcjonowania opłatków z eucharystii, po przechadzanie się z pokaźnych rozmiarów krzyżem. Czy hobby Ojca, który próbuje ćwiczyć na bębnie pieśni patriotyczno-religijne w mieszkaniu.

We "Wszystkich świętych" autorstwa Jarosława Jakubowskiego plany sceniczne osadził Faruga w czasie przeszłym, tak sprzed zgoła dwudziestu laty. Taka Polska "B". Większość postaci swobodnie przemieszcza się po planach, zmienia przestrzeń. Każdy z bohaterów niesie swój krzyż, swój problem przez życie. Inaczej, jakby głębiej lub obok, rozumie swoje życie w religijności. Większość postaci mocniej i w dość wypaczony sposób przeżywa problem wiary. Albo przez śmierć na krzyżu, albo przez samobiczowanie, albo jak umierająca na łóżku Matka na sposób ceremonialno-wiejski.

Imponuje mi u Farugi to, co zostało zapomniane, pomijane przez reżyserów młodego pokolenia. Warsztat. Potrafi ten młody reżyser poprowadzić sceny grupowe, ustawić w nich aktorów. Umie, co dziś nie jest regułą, reżyserowac akcję na kilku planach, symultanicznie. Potrafi, co już jest dziś mistrzostwem świata, ustawić rytmy. Wie kiedy przyspieszyc, kiedy zwolnić, spektakl układa w sinusoidę. Widać też gołym okiem, że aktorzy lubią z nim pracować, że mu wierzą.

"Reżyser ceremoniałów religijnych" – tak bym dzisiaj nazwał Farugę. Czekam, kiedy zmieni tematykę, zastanawiam się, w którą stronę pójdzie, jakie tematy go zainteresują? I mam nadzieję, że zapomniał wreszcie Pan Wojciech o ciężkich chwilach w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Ciężkich, sprzed czterech lat, gdy Paweł Miśkiewicz ówczesny dyrektor tej sceny, zdjał mu spektakl przed premierą. Dziś pewnie od ofert nie może sie opędzić. I dobrze. Trzymam kciuki za kolejne udane prezentacje sceniczne.

Bartłomiej Miernik
Materiał własny
25-01-2013